27 września, Mount Dew
Spotkania Stowarzyszenia w przybliżeniu są dla mnie doświadczeniem stojącym na równi z mękami piekielnymi, które swoją drogą i tak pewnie czekają mnie po śmierci.
Nie skłamię nawet bardzo, jeśli powiem, że wolałbym już uczęszczać na spotkania AA, niż w regularnych odstępach czasowych odwiedzać to zatęchłe, stwarzające pozory wytworności miejsce, które mimo usilnych starań mojej matki w doprowadzeniu go do poziomu sali pałacowej, wciąż i tak pozostawało tylko wielką norą wykopaną pod ziemią w przeznaczeniu zapewne iście odmiennym niż obecne.
Przez cały dystans, który dzielił mnie do stolika opatrzonego karteczką "Deepwood", walczyłem z przemożną chęcią powrócenia do samochodu i odjechania na pełnym gazie gdzieś, gdzie nie będę musiał przez całą noc z uśmiechem ściskać dłonie całej masy snobów, z którymi podobno "przyjaźni" się mój ojciec, w rzeczywistości tak naprawdę tylko dbając o własne interesy.
Ostatecznie, mimo mojej jawnej niechęci, jakimś cudem jednak znalazłem się na Spotkaniu i pokonując całą szerokość pomieszczenia, w międzyczasie wiązałem krawat i starannie ignorowałem wszystkie ciekawskie spojrzenia, które śledziły każdy mój krok przez salę, zupełnie jakbym za raz miał na przykład wyciągnąć z kieszeni broń i zacząć strzelać do zebranych (chociaż faktycznie byłaby to może dość kusząca propozycja).
Wtedy przynajmniej dałbym im wszystkim jawny dowód na to, co mówią za moimi plecami.
-Wyatt?
Nie skłamię nawet bardzo, jeśli powiem, że wolałbym już uczęszczać na spotkania AA, niż w regularnych odstępach czasowych odwiedzać to zatęchłe, stwarzające pozory wytworności miejsce, które mimo usilnych starań mojej matki w doprowadzeniu go do poziomu sali pałacowej, wciąż i tak pozostawało tylko wielką norą wykopaną pod ziemią w przeznaczeniu zapewne iście odmiennym niż obecne.
Przez cały dystans, który dzielił mnie do stolika opatrzonego karteczką "Deepwood", walczyłem z przemożną chęcią powrócenia do samochodu i odjechania na pełnym gazie gdzieś, gdzie nie będę musiał przez całą noc z uśmiechem ściskać dłonie całej masy snobów, z którymi podobno "przyjaźni" się mój ojciec, w rzeczywistości tak naprawdę tylko dbając o własne interesy.
Ostatecznie, mimo mojej jawnej niechęci, jakimś cudem jednak znalazłem się na Spotkaniu i pokonując całą szerokość pomieszczenia, w międzyczasie wiązałem krawat i starannie ignorowałem wszystkie ciekawskie spojrzenia, które śledziły każdy mój krok przez salę, zupełnie jakbym za raz miał na przykład wyciągnąć z kieszeni broń i zacząć strzelać do zebranych (chociaż faktycznie byłaby to może dość kusząca propozycja).
Wtedy przynajmniej dałbym im wszystkim jawny dowód na to, co mówią za moimi plecami.
-Wyatt?