wtorek, 28 czerwca 2016

Valerie

28 września, Mount Dew

-Wystarczy!- Krzyknęłam do matki, która już od mniej więcej pół godziny chodziła za mną po całym domu i truła mi, jaką to jestem złą i wyrodną córką. - Ciągle się powtarzasz.
-I będę się powtarzać do momentu, aż przyjdziesz po rozum do głowy!- Syknęła, blokując ręką wyście na zewnątrz.
-W takim razie może to trochę potrwać - odparłam, po czym zgrabnie prześlizgnęłam się pod jej opartym o framugę drzwi ramieniem.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo irytuje mnie twoje lekceważące zachowanie, Valerie. Jestem twoją matką i mogę mówić co mi się podoba, a ty powinnaś jedynie spokojnie słuchać tego, co chcę ci przekazać!
-Tak się składa, że ja TEŻ mogę mówić to, co tylko mi się podoba, mamo, i nie, nie będę spokojnie słuchać tych twoich bredni. Nie potrafię być spokojna, kiedy mówisz mi takie rzeczy, rozumiesz?
-Jakie rzeczy?!- Wrzasnęła, a jej ciemnoniebieskie oczy zrobiły się jeszcze większe niż zwykle.
-Dobrze wiesz jakie - mruknęłam, ubierając buty.

Rowan

28 września, Mount Dew

Cholera, cholera, cholera!
- Diana, gdzie jest moja kurtka?!
Biegałam z pokoju do pokoju tu i ówdzie zrzucając z półek rupiecie, przerzucając ubrania i potykając się o co popadnie, przy okazji praktycznie nie przerywając wrzeszczenia. Obrywali dosłownie wszyscy - bliźniaki za rozlanie mleko w kuchni, Tim a za to, że jeszcze śpi, Elsie - że już nie śpi. Oczywiście nic co powiedziałam nie mogło tak po prostu zawisnąć w powietrzu jako nudne fukanie starszej siostry. Moja rodzina na wszystko znajdywała odpowiedź i na każdy temat miała własne zdanie, a pech chciał, że cechą, która bezsprzecznie mnie z nimi łączy jest właśnie to, że zawsze muszę mieć ostatnie słowo. Ostatecznie najwięcej energii traciłam na kłótnie z moimi domownikami. Jeżeli ktokolwiek myśli, że posiadanie dużego rodzeństwa to coś dobrego jestem gotowa zaprosić go na weekend do siebie.

wtorek, 21 czerwca 2016

Niespodzianka

18 października

Ocknęłam się pod wpływem wstrząsu, kiedy pociąg ze zgrzytem najechał na poluzowaną część torów.
Kiedy otworzyłam oczy, świat zdawał się wirować wokół mnie, tworząc mieszaninę kontrastujących z sobą barw i kształtów, zupełnie jakbym patrzyła  przez wizjer kalejdoskopu. Gdy niezgrabnie próbowałam wrócić do pozycji siedzącej, czułam się otępiała i niemal całkowicie wyzuta z sił - dokładnie tak, jakbym kilka godzin wcześniej oberwała czymś ciężkim w głowę.
-Jak się czujesz?
Zmrużyłam oczy w reakcji na powracający normalny obraz widzenia i z cichym jękiem odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegło pytanie.
Faith stała w przeciwległym końcu przedziału i obejmując się ramionami, obserwowała mnie wzrokiem winowajcy ze smutnym uśmiechem błąkającym się po jej pełnych, wypielęgnowanych ustach.

wtorek, 7 czerwca 2016

Bryce

27 września, Mount Dew

Po 1 ­ Cały mój plan a propos zniknięcia z radaru nie wypalił. A był to plan naprawdę prosty i co najważniejsze zwykle się sprawdzał. Rozdrażniło mnie to, że tym razem tak się nie stało. Naprawdę nie chciałem wrócić zrypany do domu tylko dlatego, że babka zachciała pobyć w towarzystwie.
Po 2 ­ piekielnie się nudziłem. Nie żeby nie ciekawiło mnie chodzenie krok w krok za starszą panią, która musiała podejść do każdego, KAŻDEGO fajansa w tym zasranym grajdołku. Przy okazji całkowicie mnie ignorując. Ona i jej znajomi zupełnie nie zwracali na mnie uwagi. Więc po co, do cholery, ciągle mnie wszędzie ciągała?
Po 3 – bateria w telefonie wskazywała mi tylko 40%. Nie miałem więc tym bardziej pojęcia jak to wszystko przebrnę. To był mój ostatni ratunek przed zalewającymi moje uszy nieproszonymi słowami. Coś takiego jak popyt, podaż czy ceny ropy zupełnie do mnie nie trafiało. Brzmiało jak bełkot, z którego tylko co 3, może 2 słowo rozumiałem.
Po 4 – to „towarzyskie” spotkanie nie chciało się skończyć. Trwało i trwało, i ani nie brakowało osób do pogaduszek z Madeleine, ani nie było żadnego powodu by przyklapnąć przy stoliku i posączyć przez słomkę coś ciepłego. Niby non stop przysiadałem na kanapie przy babce, ale nie dane mi było zaspokoić jakiekolwiek swojego pragnienia.