wtorek, 21 czerwca 2016

Niespodzianka

18 października

Ocknęłam się pod wpływem wstrząsu, kiedy pociąg ze zgrzytem najechał na poluzowaną część torów.
Kiedy otworzyłam oczy, świat zdawał się wirować wokół mnie, tworząc mieszaninę kontrastujących z sobą barw i kształtów, zupełnie jakbym patrzyła  przez wizjer kalejdoskopu. Gdy niezgrabnie próbowałam wrócić do pozycji siedzącej, czułam się otępiała i niemal całkowicie wyzuta z sił - dokładnie tak, jakbym kilka godzin wcześniej oberwała czymś ciężkim w głowę.
-Jak się czujesz?
Zmrużyłam oczy w reakcji na powracający normalny obraz widzenia i z cichym jękiem odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegło pytanie.
Faith stała w przeciwległym końcu przedziału i obejmując się ramionami, obserwowała mnie wzrokiem winowajcy ze smutnym uśmiechem błąkającym się po jej pełnych, wypielęgnowanych ustach.

-Ty...- sapnęłam, otwierając szeroko oczy, kiedy wróciły do mnie wspomnienia sprzed utraty przytomności.
-Wiem co chcesz powiedzieć. Przykro mi, że musiałam się do tego posunąć, ale zadawaliście zbyt wiele pytań, którymi zmusiliście mnie do ostateczności - powiedziała i rozłożyła wymownie ręce.- Nie musisz się martwić, to tylko krótkotrwale działający pył usypiający. Jeszcze przez jakiś czas może boleć was po nim głowa, ale to wszystko.
Przez dłuższą chwilę nawet nie próbowałam się odezwać, po części dlatego, że nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć, a po części dlatego, że wciąż czułam się zbyt zamroczona, by móc logicznie myśleć.
-Gdzie jest Ash i Luc, i gdzie, do cholery, nas przywiozłaś?- Wychrypiałam wreszcie, próbując wygramolić się z siedzenia - bezskutecznie. Byłam na to zbyt słaba.
-Och, obudzili się już jakiś czas temu i byli dość... agresywnie nastawieni. Pozwoliłam im wyjść na chwilę na mały spacer po pociągu. Jest z nimi Dimitrij, który dopilnuje, żeby nie wpadło im nic głupiego do głowy.
-Kim jest Dimitrij? - Zapytałam lodowatym tonem, mimiką twarzy próbując nadrobić braki w mojej sprawności fizycznej.
-Dimitrij jest Rosjaninem - wyjaśniła - który od jakiegoś czasu pełni funkcję mojego ochroniarza. Jak do tej pory sprawdzał się w tejroli naprawdę świetnie. Chociaż przyznam, że miał dziś trudne zadanie... Siła Ash'a i Luc'a robi wrażenie.
-O czym ty mówisz, co się tutaj wydarzyło?- Przeraziłam się, że być może któremuś z moich synów coś mogło się stać. Cała reszta schodziła na drugi plan, jeśli w grę wchodził któryś z nich.
Faith uśmiechnęła się krzywo i z osobliwym błyskiem w oku podeszła do okna, żeby uchylić szkarłatną zasłonkę i wyjrzeć na zewnątrz.
-Trochę mnie zaskoczyli, gdy obudzili się o wiele wcześniej niż zakładałam - zaczęła. - Nie chcieli słuchać moich tłumaczeń i w bardzo krótkim czasie zrobili się bardzo agresywni. Przyznam, że obaj znają bardzo imponującą liczbę przekleństw... W każdym razie ich zachowanie trochę zaniepokoiło Dimitrija, który od początku naszej podróży dyskretnie kręcił się w obrębie naszego przedziału, a kiedy usłyszał warczenie twoich chłopaków, postanowił zainterweniować. Później zaczęło się prawdzie piekło. Dimitrij popełnił błąd, siłą próbując wyprowadzić Ash'a na korytarz, wściekając go tym jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Już na wstępie Ash niemal powalił go na podłogę ciosem w szczękę, a Luc dopełnił jeszcze całość bardzo celnym kopniakiem w brzuch mojego ochroniarza. Na szczęście akurat ten Rosjanin jest wyjątkowo wytrzymały i ma swoje metody nawet na najtrudniejsze sytuacje, więc jakimś sposobem, choć niewątpliwie nie było to łatwe, udało mu się wreszcie obezwładnić obu. - Spojrzała na mnie z powagą. - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że mąż namówił mnie na obecność tutaj Dimitrija.
-Obaj nie zachowaliby się tak, gdybyś nie okłamywała nas od samego pojawienia się w naszych drzwiach, nie uśpiła diabelskim proszkiem, a następnie nie wywiozła Bóg wie gdzie, nie chcąc powiedzieć nawet słowa wyjaśnienia - wysyczałam oskarżycielsko, czując jak skronie zaczynają pulsować mi z bólu. - A teraz  powiedz, czy Ash'owi i Luc'owi nic nie jest, bo w przeciwnym razie cię zabiję. A wierz mi, że znajdę jakiś pieprzony sposób, żeby to zrobić.
-Uspokój się - mruknęła ze złością kobieta. - Mogą mieć najwyżej jakieś zadrapania, ale nic więcej. Dopilnowałam, żeby nie spadł im włos z głowy. Są zbyt ważni, muszą dobrze wyglądać.
-O czym ty mówisz?
-Dowiesz się w swoim czasie, jak wszystkiego.
-Chcę wiedzieć teraz - powiedziałam, nakładając nacisk na każde słowo.
-Nie obchodzi mnie to, czego chcesz, Sol - ucięła Faith, najwyraźniej tracąc cierpliwość. - Jeśli sama chcesz żyć i przy okazji utrzymać przy życiu Ash'a i Luc'a, musisz nauczyć się robić to, czego oczekują od ciebie ludzie, którzy mają władzę, a pozwól, że ci coś uświadomię - ich nie obchodzi to, co powiesz. Rozumiesz?
-Więc kim są ci ludzie, o których mówisz?
-Myślę, że wiesz. - Zaczęła sprawnie zapinać guziki od swojego futerka, zupełnie jakby przygotowywała się do wyjścia.- A jeśli jeszcze nie, to już niedługo wszystko stanie się dla ciebie jasne.
Pociąg zatrzymał się z piskiem dokładnie w momencie, kiedy w drzwiach do przedziału pojawił się rosły mężczyzna w średnim wieku o ogromnej kwadratowej twarzy, długich do ramion blond włosach i przenikliwych szarych oczach, ubrany w skórzaną kurtkę z lisim kołnierzem, wełniane spodnie i potężne buciory - wszystko w czarnym kolorze. Kiedy się odezwał, jego głos był gruby i niski, całkowicie niepasujący do miękkiego akcentu, z jakim wymawiał wyrazy:
-Proszę pani, jesteśmy na miejscu.
*

Ash łypał groźnie na idącego po jego prawej stronie Rosjanina i zaciskał mocno szczękę, prawdopodobnie powstrzymując się przed ponownym rzuceniem mu się do gardła.
Lucas robił dokładnie to samo, tylko z innej strony. Obaj czasami zachowywali się zbyt instynktownie, a przy tym często irracjonalnie. Mieli zbyt wiele siły, zbyt wielkie talenty, o których nawet nie mieli pojęcia, zbyt pogmatwaną przeszłość i zbyt trudne dzieciństwo. Jak można więc było ich winić za taką reakcję na to, co przygotowała dla nas Faith...
Kiedyś byłam taka jak oni. Pełna złości, dumy i pewności siebie. Z czasem jednak życie najpierw pozbawiło mnie jakiejkolwiek pewności, później złości, a na sam koniec dumy i siły. Gdybym tylko wciąż miała którąkolwiek z tych rzeczy, tak jak Ash i Luc nie wahałabym się nawet sekundy, żeby spróbować udusić kogoś takiego, jak ta oszustka Faith, czy nawet jej brutalny ochroniarz stale depczący nam po piętach.
-Do kibla też masz zamiar za mną leźć? - Warknął Luc, kiedy nie mógł już dłużej trzymać języka za zębami po kilkunastu minutach milczenia, ciągle obserwowany przez Rosjanina o kamiennym wyrazie twarzy.
-Myślę, że to nie będzie konieczne - powiedziała Faith, gdy Dimitrij nie udzielił żadnej odpowiedzi.
-Nie ciebie pytałem - odciął się i z powrotem wrócił do obserwowania drzew rosnących na skraju stacji.
Blondynka westchnęła cicho, wyraźnie sfrustrowana docinkami Luc'a i zerknęła na złoty zegarek oplatający jej nadgarstek. Samochód, który rzekomo miał nas odebrać ze stacji, spóźniał się już ponad dziesięć minut - nie tak wiele dla kogoś, kto połowę swojego życia mieszkał w samym środku niemal odciętego od cywilizacji lasu, za to zdecydowanie za dużo dla kogoś, kto nosił na ręce kilkanaście tysięcy dolarów.  Nigdy nie ukrywałam mojej niechęci do tej kobiety, nawet wtedy, kiedy zdana tylko i wyłącznie na jej łaskę bądź niełaskę, rodziłam Ash'a na odludziu w przesyconym zapachami ziół domu starej wiedźmy, która, jak zresztą wiele innych, próbowała odebrać mi syna.
Nic więc dziwnego, że i teraz nie potrafiłam spojrzeć na nią mniej krytycznie niż dwadzieścia lat temu. Dla mnie Faith już na zawsze miała pozostać dumną egoistką, przez całe życie próbującą wyrwać z moich rąk to, co kocham najbardziej.
-Proszę pani... - miękki akcent Rosjanina z jakiegoś powodu mnie drażnił. -... pomogę pani wstać.
Dopiero kiedy jarzące światła drogowe poraziły mnie w oczy, uzmysłowiłam sobie, że Dimitrij zwracał się do mnie. Nawet nie spostrzegłam w którym momencie na podjeździe do stacji pojawił się luksusowy Mercedes z przyciemnianymi szybami i lśniącą nowością boazerią w odcieniu głębokiego grafitu, który cicho sunął po kamienistej drodze, nie robiąc przy tym nawet najmniejszego hałasu.
Podniosłam oczy na ogromną sylwetkę ochroniarza i z wysiłkiem podciągnęłam się na nogi, pomagając sobie drewnianą laską, bez której już od jakiegoś czasu, mimo wciąż względnie młodego wieku, nie mogłam się poruszać, a następnie spojrzałam dumnie na Rosjanina wciąż wyciągającego do mnie dłoń.
-Poradzę sobie bez pańskiej pomocy.
-Sol, naprawdę nie powinnaś się tak forsować. - Faith dotknęła współczująco mojego ramienia. - Stwardnienie rozsiane to...
-Wolałabym - przerwałam jej - żebyś nie mieszała się w nie swoje sprawy, Faith.
-Przepraszam, ale...
-Wystarczy - warknął rozdrażniony Ash, który znalazł się obok, instynktownie podtrzymując mnie w pasie na wypadek, gdybym zamierzała za chwilę stracić równowagę.- Daj jej spokój.
Blondynka uśmiechnęła się na wpół pobłażliwie, na wpół ze zniecierpliwieniem.
-Oczywiście, nie powinnam tak przemęczać twojej matki - powiedziała. - Czeka ją jeszcze przecież wiele wrażeń.

*

Droga ze stacji kolejowej do miejsca, w którym miał stać dom Faith, ciągnęła się kilometrami przez liczne lasy i słabo zaludnione mniejsze wioski, które o tej porze znajdowały się jeszcze w stanie uśpienia. Usadzeni w obitych kremową skórą fotelach wpatrywaliśmy się w zaciemnione szyby i w milczeniu obserwowaliśmy prawie niezmienny krajobraz, który z nieznanych przyczyn wydawał mi się być poniekąd znajomy.
Brak jakiejkolwiek bardziej rozwiniętej cywilizacji wywierał we mnie niepokój, a im bliżej byliśmy naszego celu, tym gorsze miałam przeczucia.
Co jakiś czas zerkałam na napiętą twarz Ash'a, po której co rusz przemykały cienie mijanych po drodze drzew oświetlonych promieniami słabo już świecącego księżyca i próbowałam odgadnąć jakie myśli mogą krążyć po jego głowie. Zarówno on, jak i Luc wydawali się tymczasowo znajdywać w innym świecie, wpatrzeni w mijane pnie drzew i potwornie spięci.
Wszyscy wpadliśmy w pułapkę. Wszyscy byliśmy osaczeni.
Faith odwróciła się gwałtownie i rzuciła mi zaciekawione spojrzenie, zupełnie jakby przed chwilą usłyszała moje myśli. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, aż wreszcie odwróciła się znów z nikłym uśmiechem na swoich pełnych ustach.
Pułapka. 
Tak, pułapka to dobre słowo na to, w czym wówczas tkwiliśmy.
Gdy samochód wreszcie się zatrzymał, zaczynało już świtać. Noc mieszała się z dniem, tworząc na niebie mozaikę z gwiazd, jaśniejącego nieba i żółtopomarańczowych smug. Wpatrzona w ten abstrakcyjny obraz nad naszymi głowami pozwalałam prowadzić się pod ramię najpierw Ash'owi, a potem Luc'owi, którzy całkowicie skupieni na podążającym za nami Dimitriju wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Faith odprawiła dłonią kierowcę, który zostawiwszy nad pod wielką mosiężną bramą i pokłoniwszy się lekko, odjechał samochodem w kierunku odwrotnym niż ten, z którego przyjechaliśmy, a następnie wygładziła swoje futro i ruszyła na przód, kiwając na naszą trójkę podbródkiem.
Dopiero kiedy żadne z nas nie ruszyło się z miejsca, przesadnie aksamitnym i pozornie ciepłym tonem, powiedziała:
-Zapraszam, do domu prowadzi ścieżka przez ogród.
-Skąd możemy wiedzieć co za kolejna 'sztuczka' czeka nas za tą bramą? - Odezwał się Ash. - Już raz udowodniłaś nam, że masz nierówno pod sufitem.
Faith westchnęła cicho, ale w jej oczach pojawiło się coś nowego, przypominającego ból.
-Wierz mi, Ash, że istnieją na tym świecie sztuczki, o których nie macie pojęcia. Z czasem zrozumiecie, że to jedynie w moim domu możecie poczuć się bezpieczni. Chociaż tak naprawdę coś takiego jak bezpieczeństwo nie istnieje już od bardzo dawna. - Uśmiechnęła się smutno. - A teraz chodźcie za mną. Na pewno jesteście bardzo zmęczeni.


*

-Zamierzasz przedstawić nam swoją rodzinę? - Zapytałam pełna wątpliwości, przerywając ciszę zakłócaną jedynie odgłosami stukania naszych butów o marmurową posadzkę.
-Oczywiście... - Faith uśmiechnęła się blado, wzmacniając tylko efekt skrajnego napięcia wyraźnie widocznego na jej gładkiej twarzy, szczególnie w kącikach oczu i ust, gdzie za każdym razem, gdy się denerwowała, tworzyły się mikroskopijne zmarszczki. - Teraz jest jeszcze bardzo wcześnie i moja córka na pewno nadal śpi, ale mąż zwykle wstaje już o świcie. Powinien być w swoim gabinecie.
Niepewnie ruszyłam w ślad za blondynką, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od bogatych zdobień na ścianach i sufitach oświetlanych przez ogromne kryształowe żyrandole. Przestrzeń tego domu od samego przekroczenia jego progów przytłaczała mnie coraz mocniej z każdym kolejnym krokiem, wzbudzając tylko coraz to nowe wątpliwości, co do tego, co nas tutaj czeka.
Ash i Luc praktycznie nie spuszczali oczu z pleców idącej przed nami Faith i wydawali się być równie przytłoczeni przepychem całego wnętrza jak ja. Nie przywykliśmy do luksusów. Wręcz przeciwnie, większość swojego życia spędziliśmy w skrajnej biedzie, nawet nie wyobrażając sobie czegoś podobnego do domu, w którym teraz mieliśmy zamieszkać.
Kiedy poprowadzeni przez kobietę dotarliśmy do dużych mosiężnych drzwi na samym końcu długiego korytarza, od którego odchodziły inne liczne pomieszczenia, Faith obróciła się nieznacznie w naszą stronę i wahając się tylko przez ułamek sekundy, popchnęła ciężkie drewniane zawiasy, odsłaniając widok na jeszcze większy niż korytarz salon.
-Wejdźcie - powiedziała przez ramię, pierwsza wchodząc do pomieszczenia, które, jak się okazało rozmiarami przypominało bardziej salę balową, niż pokój dzienny podobny do tego, który mieliśmy w Smallwood Springs.
Sama nigdy nie urządziłabym tak wnętrza, które w założeniu miało być rodzinne. Całość nie dawała nawet najmniejszego poczucia ciepła domowego czy jakiejkolwiek przytulności. Była po prostu piękna, nic więcej. Piękna i zimna, zupełnie jak sama Faith. Wysoki sufit, ozdobne gzymsy, złote wzorzyste tapety na ścianach, kryształowe żyrandole i cała masa świeżych kwiatów - głownie białych i różowych lilii - stojących w mosiężnych wazonach, haftowane wełniane dywany oraz lśniąca podłoga - to wszystko przypominało bardziej muzeum, niżeli dom, do którego pragnęło się wracać po ciężkim dniu w pracy.
Wspierając się na swojej lasce, powoli sunęłam po drogim dywanie wyścielającym równie kosztowną podłogę i rozglądałam się po masywnych mahoniowych regałach zastawionych całymi stosami oprawionych w skórę ksiąg, wiszących na ścianach obrazach i eleganckich bibelotach umieszczonych tu i ówdzie na półkach, czy gzymsach ogromnego kominka, w którym dogorywały jeszcze resztki drewna. 
-Lepiej będzie, jak usiądziesz. - Luc usadowił mnie na zaskakująco miękkiej kanapie w zawiłe złote wzory, bardzo podobne do tych na pokrywających ściany tapetach, i umościł się obok mnie, niemalże rzucając się na mebel. - A gdzie polazła ta wariatka?
Zmarszczyłam obie brwi, w tym samym momencie orientując się, że Faith zniknęła z pokoju, zostawiając w drzwiach wychodzących na korytarz jedynie Dimitrija, który z daleka stale obserwował nas swoimi czujnymi oczyma.
-Mogłaby chociaż dać nam jakieś śniadanie. - Stwierdził Luc. - Stać ją.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie, jednocześnie oglądając się na Ash'a, który stał w drugim końcu pokoju i uporczywie wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie.
Przeniosłam oczy w miejsce, które tak go zainteresowało, a uśmiech nagle spłynął z moich ust, pozostawiając na nich gorzki posmak, kiedy dostrzegłam wiszący na ścianie portret rodzinny przedstawiający młodszą o kilkanaście lat, poważnie wyglądającą Faith w towarzystwie ciemnowłosego mężczyzny z maleńką blondwłosą i zdecydowanie najśliczniejszą dziewczynką, jaką kiedykolwiek widziałam, na kolanach. Wspierając się na barku Luc'a, powoli wygramoliłam się na nogi i jak w transie, ruszyłam w kierunku starszego syna, z każdym krokiem coraz szerzej otwierając oczy z przerażenia. Ciche chrząknięcie za moimi plecami kazało mi zatrzymać się w pół kroku i w momencie niewytłumaczalnego przeczucia, które przed laty były moją codziennością, odwrócić twarz do tyłu, w stronę Faith, która w międzyczasie musiała wrócić do salonu - już nie sama, a w towarzystwie prześlicznej, ubranej tylko w koszulkę nocną dziewczyny, być może w wieku Luc'a, której kasztanowe loki rozsypywały się na ramiona, a piękne jasnoniebieskie oczy wędrowały na zmianę ze mnie na Luc'a, a z Luc'a na Ash'a, oraz wysokiego dojrzałego mężczyzny z portretu o znajomej przystojnej, choć nieco podstarzałej twarzy, czarnych włosach poprzeplatanych siwymi kosmykami i ciemnozielonych, tak dobrze znanych mi oczach wpatrujących się we mnie z charakterystyczną mieszanką pogardy i figlarności.
Potwornie blada Faith, pokornie pozwoliła się objąć mężczyźnie, jednocześnie przyciskając do swojego boku zdezorientowaną dziewczynę, zupełnie tak, jakby ktoś za moment miał wyrwać ją z jej rąk i zaskakująco niepodobnym do siebie głosem powiedziała:
-Obiecałam przedstawić wam moją rodzinę...- zrobiła krótką przerwę na wymienienie spojrzeń z mężczyzną, podczas gdy ja wciąż stałam jak sparaliżowana, z przerażeniem błądząc wzrokiem pomiędzy nim, a dziewczyną. - To jest nasza córka Dany, to o niej wam opowiadałam... A to jest właśnie mój mąż... Cain Foster.



1 komentarz:

  1. ...
    CO?!
    LOL...
    WTF?!
    Kuźwa, nie ogarniam. Czyli, jakby tak pomyśleć, to Faith jest teściową Sol? Kuźwa... XD
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń