poniedziałek, 21 listopada 2016

Valerie

10 października, Mount Dew - Anchorage

-Zaglądałeś? - Zapytałam nieufnie, natychmiast sprawdzając czy zawartość torebki pozostała nienaruszona.
Portfel, chusteczki, słuchawki, pomadka nawilżająca, notatki z biologii, telefon, który na całe szczęście był rozładowany - wszystko na swoim miejscu.
-Nawet na sekundę - w głosie Wyatt'a, który oparty o swój motor obserwował mnie z założonymi rękami, zabrzmiało wyraźne rozbawienie.
-Masz szczęście - fuknęłam, z całych sił starając się nie zwracać uwagi na to, jak dobrze wygląda w opinającym ciało czarnym kombinezonie motocyklowym, ze zmierzwionymi od kasku włosami i błyszczącymi, pełnymi flirciarskich iskierek oczami w odcieniu zbliżonym do ciemnej czekolady.
Kierując się zdrowym rozsądkiem skupiłam więc wzrok na drzwiach wejściowych do szkoły znajdujących się niecałe trzy metry za jego plecami i uśmiechnęłam się, uspokojona nienaruszonym stanem torebki, którą (czemu mnie to nie dziwi) jakimś kolejnym niefortunnym zrządzeniem losu zostawiłam w jego samochodzie poprzedniej nocy, kiedy podwoził mnie do domu po mojej powalającej przygodzie z zepsutym samochodem, rozładowaną baterią i natarczywym facetem, którego sama, powtarzam SAMA zatrzymałam na drodze, z jakiegoś powodu uważając, że o pierwszej w nocy po bocznych objazdach jeżdżą sami uroczy i porządni ludzie.
-Dziękuję, że ją dla mnie zabrałeś - powiedziałam, starając się ukryć swoje zażenowanie. Bądź co bądź, przy Deepwoodzie już po raz kolejny bardzo dobitnie pokazałam moje życiowe nieudacznictwo. - I za wczorajszą pomoc.
-Żaden problem. - Wzruszył ramionami. - Ale zrób to dla mnie i więcej nie baw się w autostopowiczkę po nocach, bo następnym razem może mnie już nie być w okolicy.
-Raczej nie zamierzałam tego powtarzać - wymamrotałam zmieszana i wysiliłam się na kolejny niewinny uśmiech, znów skupiając się bardziej na drzwiach za plechami chłopaka, co było błędem, bo Wyatt zauważając gdzie wędruje mój wzrok, uniósł brew i najwyraźniej ubawiony spytał:
-Nie wybierasz się jednak na lekcje?
-Nie - przygryzłam wargę i zarumieniłam się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. - Mam dziś test z biologii, a wszystkie notatki zostały w mojej torebce, w twoim samochodzie. Nie pójdę tam tylko po to, żeby oblać.

Wyatt roześmiał się, ukazując rząd równych, białych zębów i potrząsnął z niedowierzaniem głową.
-Co?- Warknęłam poirytowana.
-Czasami potrafisz być nawet urocza - powiedział i nie przestając się uśmiechać, przechylił głowę na bok.- Patrzysz na drzwi, żeby się upewnić, czy za chwilę przypadkiem nie wyjdzie po ciebie Godwin, żeby siłą zaciągnąć cię na jakiś durny test?
-Dyrektora Godwina o tej porze nie ma jeszcze w szkole - powiedziałam.
-Uwierz mi, że dobrze znam godziny pracy tutejszej dyrekcji - Wyatt posłał mi pobłażliwe spojrzenie, na które nie miałam przygotowanej żadnej odpowiedzi, przypominając sobie, że w całej szkole nie ma drugiej osoby, która w gabinecie dyrektora Godwina spędziłaby chociażby w połowie tyle czasu, co on. - Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tak bardzo biologią.
-Z tego co mi się wydaje, powinniśmy być na niej oboje. Mój test to też twój test - zauważyłam.na co Wyatt tylko wzruszył obojętnie ramionami.
-Tak się szczęśliwie składa, że według moich obliczeń dziś jest 'dzień bez szkoły'.- Powiedział i sięgnął po czarny kask położony na siedzeniu za nim, po czym wyciągnął go w moją stronę, obdarzając mnie wyzywającym spojrzeniem. - Z tej okazji proponuję małą wycieczkę. Na pewno, jak pół miasteczka, umierasz z ciekawości co takiego robi Wyatt Deepwood, gdy co drugi dzień nie pojawia się w szkole.


**


Uczepiona pleców Wyatt'a, z zaciśniętymi oczami i zagryzioną dolną wargą, ledwie zauważyłam, że motor łagodnie zatrzymuje się w miejscu.
Przez całą drogę nie odważyłam się otworzyć oczu, zesztywniała ze strachu, który zupełnie nagle wywołała we mnie niedorzeczna prędkość, z jaką Wyatt pędził przez autostradę, pokonując godzinny dystans dzielący Mount Dew od Anchorage w niecałe dwadzieścia pięć minut. 
Ubrana w za dużą o co najmniej trzy rozmiary motocyklową kurtkę i czarny kask, które nijak miały mnie chronić przed ewentualnymi uszkodzeniami ciała w razie wypadku, jeśli nasza docelowa prędkość oscylowała w okolicach trzystu cholernych kilometrów na godzinę, próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie: Co ja tak właściwie, do cholery, właśnie robię? I przede wszystkim Z KIM.
Przez całe to dwadzieścia pięć minut przed oczami zdążyło przelecieć mi całe moje życie, klatka po klatce. Nie miałam pojęcia co mnie podkusiło, żeby wsiadać na to diabelstwo, ale z każdą kolejną sekundą perspektywa mojej natychmiastowej śmierci jako krwawa plama na asfalcie rysowała się coraz wyraźniej. 
Nie muszę chyba mówić, że moment, w którym wreszcie poczułam, że znów stoję w miejscu, należał do najszczęśliwszych w całym moim dotychczasowym życiu. 
-Valerie, też żałuję, ale musisz mnie puścić - niewyraźny przez kask głos Wyatt'a uzmysłowił mi, że wciąż ciasno oplatam go w pasie, przyciskając głowę do jego pleców.
Zdezorientowana i wciąż zesztywniała po ekstremalnej przejażdżce, jak w zwolnionym tempie odsunęłam się do tyłu, wypuszczając Wyatt'a z objęć tak, żeby mógł zejść z motoru, a następnie podejść do mnie od bocznej strony i praktycznie zdjąć z tylnego siedzenia, unosząc w górę, a potem stawiając na ziemi jak niewiele ważącą kukłę. 
Czując pod stopami upragnione twarde podłoże, zachwiałam się lekko na boki i niemal natychmiast zaczęłam manipulować przy zatrzaskach wokół mojej głowy, dusząc się pod szklaną szybką dzielącą mnie od świata zewnętrznego.
-Ja to zrobię. - Wyatt pochylił się nade mną i wykonując kilka sprawnych ruchów, zdjął kask z mojej głowy. 
Uwolniona od tego ciężaru, wreszcie mogąc zaczerpnąć normalnie powietrza, oparłam się o motor, dając Wyatt'owi znak, żeby dał mi chwilę na odetchnięcie, ale widząc jego ubawiony wyraz twarzy dokonałam w głowie pewnej szybkiej kalkulacji i uśmiechnęłam się z wysiłkiem, za wszelką cenę nie chcąc dać po sobie poznać, że jeszcze przed chwilą miałam ochotę zwymiotować na pobliski krawężnik.
-Gdzie jesteśmy?- Zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy, na wszelki wypadek chcąc odwrócić jego uwagę od prawdopodobnie interesujących kolorów na mojej twarzy.
-W Anchorage, jeśli jeszcze nie udało ci się zauważyć.
-Zorientowałam się - przewróciłam oczami. - Nie wiem tylko dlaczego przywiozłeś mnie konkretnie w TO miejsce. - Wykonałam okrężny ruch ręką, wskazując na otaczające nas szare, obskurne zabudowania, które, jak się domyślałam, leżały w jednej z biedniejszych dzielnic miasta, zupełnie niepasujących do wizerunku syna milionera.
-Z tego, co pamiętam, powiedziałem, że zabieram cię na wycieczkę do miejsca, w którym spędzam większość czasu marnowanego przez was w szkole. - Obdarzył mnie prowokującym uśmiechem, od którego, ku mojemu przerażaniu, doznałam kolejnych zawrotów głowy. Cholera, nie... 
Rozejrzałam się po okolicy, marszcząc brwi na widok brudnych, zaniedbanych śmietników, powyginanych zardzewiałych siatek i obłażących z farby kamienic z powybijanymi tu i ówdzie oknami.
-Bardzo przyjemnie.
-Spodziewałaś się czegoś lepszego. - To było stwierdzenie, nie pytanie. Bardzo ironiczne stwierdzenie, dokładniej mówiąc.
-Możliwe - wzruszyłam ramionami. - Wyobrażałam sobie, że przesiadujesz w ekskluzywnych barach albo nielegalnych podziemnych kasynach, ale w tej sytuacji wszystko legło w gruzach.
Uśmiechnęłam się zaczepnie, na co Wyatt posłał mi spojrzenie pełne czegoś, czego nie umiałam nawet określić i pokręcił z rozbawieniem głową.
-Byłaś blisko - powiedział z łobuzerskim błyskiem w oku i zapraszającym gestem wskazał na znajdujące się kilka metrów dalej, pokryte rdzą i raczej nie zachęcające swoim wyglądem drzwi prowadzące do piwnic w jednej z kamienic. - Panie przodem.

*

Wąski i niezwykle długi korytarz z brudnymi ścianami naznaczonymi licznymi dziurami od odpadającego tynku, wypełniony był kłębami gęstego, tytoniowego dymu, który nieprzyjemnie drażnił mój nos. Betonowa podłoga pochylała się coraz bardziej w dół, w połączeniu ze słabym światłem, które dawała jedynie żółta żarówka dyndająca niedbale pod sufitem, stanowiąc zagrożenie dla kogoś, kto poruszał się po niej pierwszy raz. 
Muzyka i głosy dobiegające z pomieszczenia na końcu korytarza wskazywały na to, że miejsce, w którym się znajdowałam, mogło mieć charakter jakiegoś podrzędnego baru, czy klubu z rodzaju tych stanowiących centrum cichego handlu narkotykami. 
Z każdym krokiem zbliżającym mnie do źródła głosów, czułam jak na skórze mojej szyi pojawia się coraz wyraźniejsza gęsia skórka, ale pchana jakąś niezdrową ciekawością, brnęłam na przód, nie chcąc pokazywać idącemu za mną Wyatt'owi, że być może obleciał mnie strach. Bo, spójrzmy prawdzie w oczy, jak właściwie nawet przez chwilę mogło mi się wydawać, że mogę mu ufać?
Co tak naprawdę wiedziałam o Wyatt'cie Deepwoodzie poza tym, że ma bogatego ojca, że mieszka w ogromnym domu, że jeździ czarną Shelby Cobrą, że na biologii zawsze siada w trzeciej ławce od okna, że nie lubi Spotkań tak samo jak ja i cała reszta, i że diabelnie dobrze wygląda? Nic poza strzępkami informacji i plotek, które krążyły gdzieś wśród ludzi, zapewne w większości nie mając wiele wspólnego z prawdą.
-Ciekawa?- Jego głos tuż przy moim uchu sprawił, że najpierw mimowolnie podskoczyłam w miejscu, a dopiero całe uderzenie serca później zaczęłam się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie potrafi czytać w myślach.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - wymamrotałam, nie całkiem pewna co miał na myśli, i nie mając pojęcia, że stoi niecałe pięć centymetrów za moimi plecami obejrzałam się, niemal zderzając się przy tym z jego klatką piersiową.
W duchu dziękując Bogu za całe to słabe oświetlenie korytarza, dzięki któremu nie można było dostrzec zaczerwienienia na mojej twarzy, zmusiłam się do pozostania w miejscu i powstrzymania od natychmiastowego wykonania kroku w tył w reakcji na nagłą i niespodziewaną bliskość szerokiej piersi Wyatt'a, który, nawet jeśli zauważył moje chwilowe zmieszanie, udał, że nic się nie stało i przeszedł obok mnie, dając znak, żebym w ślad zanim przeszła przez duże odrapane drzwi prosto do pomieszczenia, z którego cały czas dobiegały te same odgłosy rozmów i puszczanej muzyki.
Już na samym wejściu powitał nas specyficzny zapach palonego tytoniu i czegoś, co przypominało świeżo skoszoną trawę, a nad czym wołałam się nawet nie zastanawiać.
Całe to miejsce okazało się być zaskakująco przestronne, osadzone na planie dwóch przylegających do siebie prostokątów, z których jeden odchodził bardziej w bok, kończąc się poza zasięgiem mojego wzroku. Ściany w całości pokrywała zabytkowa cegła w odcieniu zgaszonego pomarańczu, na której poprzyklejane zostały liczne wycinki z gazet, zdjęcia, odręcznie robione notatki, a nawet plany architektonicznie bliżej nieznanych mi budynków, razem sprawiając wrażenie swego rodzaju uzasadnionego chaosu. Pod ścianami, na surowej, betonowej podłodze tylko w centralnej części pomieszczenia przykrytej dużym szarym dywanem, obok siebie poustawiane były zupełnie przypadkowe, w większości mocno wysłużone kanapy, z których najciekawszą stanowiła obita tapicerką w żółte i niebieskie róże dwuosobowa sofa, jakby żywcem zabrana z mieszkania jakiejś starszej pani, kompletnie nie pasująca do panującego tam klimatu.
Po przeciwległej stronie, na długości całej ściany znajdowały się poobijane szafki kuchenne pokryte zawalonym najróżniejszymi butelkami, opakowaniami i resztkami jedzenia blatem, który kiedyś musiał być biały, średniej wielkości wiekowa kuchenka i lodówka. Zaraz obok ustawiono niewielkich rozmiarów stół z dokładnie trzema nie najlepiej wyglądającymi krzesłami, które zajmowały teraz dwie głośno śmiejące się kobiety i jeden mężczyzna, siedzący tyłem do drzwi.
Niepewnie stawiając kolejne kroki w ślad za Wyatt'em, odnalazłam także źródło dudniącej muzyki, którym okazał się być dla odmiany wyglądający na zupełnie nowy, postawiony na ziemi odtwarzacz.
To nie był żaden bar. To było mieszkanie.
Kiedy tylko całkowicie znalazłam się w środku, Wyatt popchnął za mną drzwi i zasunął umieszczony w nich niewielki rygiel, robiąc przy tym hałas, który przyciągnął do nas uwagę trójki siedzącej przy stole.
W jednej chwili trzy pary oczu, dwoje niebieskich i jedna zielona, powędrowały najpierw na mnie, potem na Wyatt'a i znów na mnie, lustrując mnie od góry do dołu.
-Kto to? - Pierwszy odezwał się chłopak, który, jak się okazało, nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Dobrze zbudowany, ale nieco bardziej masywny od Wyatt'a, z krótko przystrzyżonymi włosami koloru zboża, takimi samymi brwiami i wąskimi zielonymi oczami, w których naprzemiennie migotały iskierki zaciekawienia i rozbawienia. Uśmiechnął się do mnie swobodnie, a ja poczułam, że już go lubię.
-To jest Valerie - Wyatt rzucił na blat papierową torbę, której wcześniej w ogóle nie zauważyłam. - Posiedzi dziś z nami.
-Jeśli tylko odda mi swoją porcję wołowiny, może tu nawet zamieszkać.- Blondyn mrugnął do mnie zaczepnie i w locie złapał jedno z tekturowych pudełek, które Wyatt właśnie wyciągnął z przyniesionej torby. - Nawet bym się nie obraził.
Wyatt prychnął głośno, a za chwilę podszedł, żeby podać mi takie same pudełko jak to, które przed chwilą rzucił blondynowi.
-Niczego nie będziesz mu oddawać - powiedział. - Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę.
-Jasne - zaskoczona świeżym odkryciem, że właśnie zgłodniałam, automatycznie wzięłam pakunek i posłałam Wyatt'owi pełen wdzięczności uśmiech.- Dziękuję.
-Nie ma za co. Ten tutaj "żartowniś" to Alfie - wskazał na chłopaka, który pomachał do mnie wesoło z ustami pełnymi jedzenia.- A to Abi i Frankie.
Pierwszy raz zwróciłam uwagę na dwie niebieskookie dziewczyny, które przyglądały mi się badawczo odkąd tylko znalazłam się w ich zasięgu wzroku. Jedna z nich wydawała się być starsza o kilka lat, a druga musiała być mniej więcej w moim wieku. Obie były jednak w jakiś sposób podobne. Starsza miała proste, obcięte na pazia włosy w kolorze miedzi, jasnoniebieskie, przenikliwe oczy i ostro wycięte kontury ust obwiedzione dodatkowo krwistoczerwoną konturówką. Siedząc, wydawała się niezdrowo szczupła. Młodsza, bardziej zbliżona do mnie wiekiem, miała twarz w kształcie serca, wydatne usta i oczy w odcieniu akwamaryny, otoczone długimi rzęsami, dłuższe, sięgające żeber proste brązowe włosy oraz zdecydowanie bardziej kobiecą sylwetkę. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęła się przyjaźnie, wcześniej zerkając niepewnie na Wyatt'a.
-Zamierzasz wziąć ją dziś ze sobą?- Starsza, prawdopodobnie Abi, uniosła wysoko swoje cienkie brwi i wymierzyła w Deepwooda pełne dezaprobaty spojrzenie. - Chcesz nas wszystkich puścić z torbami?
Straciwszy na chwilę orientację w sytuacji, zerknęłam w bok na Wyatt'a, który stojąc wciąż obok mnie, właśnie posyłał całej siedzącej przy stole trójce mordercze spojrzenie.
-Hej, hej, Abi - Alfie wymierzył w dziewczynę widelec z nabitym na jego końcu kawałkiem wołowiny, najwyraźniej odczytując coś ze wzroku Wyatt'a. - Jedzenie ci stygnie.
Abi zamrugała kilkakrotnie zdezorientowana, aż w końcu wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z wszystkimi oprócz mnie, zabrała się za swoją porcję wołowiny, mrucząc pod nosem:
-Następnym razem uprzedzaj...
Przez całą tą krótką wymianę zdań stałam na środku pomieszczenia jak kołek, patrząc to na Deepwooda, to na pozostałych i prawie zdążyłam zapomnieć o pudełku z chińszczyzną, które wciąż trzymałam w dłoni, bardziej skupiona na dziwnym wrażeniu, że wszyscy tutaj coś przede mną ukrywają. Że nie wszyscy mnie tutaj chcą.
-Usiądź - Wyatt najwyraźniej bardzo starał się wyglądać tak, jakby przed momentem wcale nie wydarzyło się nic podejrzanego i pociągnął mnie za ramię, delikatnie popychając prosto na kwiecistą kanapę, gdzie usiadł tuż obok mnie. - I przygotuj się, bo za chwilę może wrócić reszta.
-Reszta?


4 komentarze:

  1. hejka kiedy nastepny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej ponawiam pytanie, kiedy nastepny wpis???

      Usuń
    2. Prawda, że długo milczymy i wszystkim czytającym należą się szczere przeprosiny za choćby brak informacji o postach :// Przykro nam, że tak wyszło, ale ostatnio (długie "ostatnio") sporo rzeczy spadło nam wszystkim na głowę i ciężko zagospodarować czas tak, żeby zostało też coś dla siebie. Nie dostajemy też wieści od innych piszących (tzn, oprócz adminów) i zrobił się niezły chaos. Nie mogę Ci dokładnie powiedzieć, kiedy dojdzie jakaś aktualizacja, ale postaramy się zmobilizować w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że mimo wszystko jeszcze nie każdego zniechęciliśmy do czytania ;)

      Usuń
    3. nie wiem jak reszta, ale ja będe czekać. Jestem ciekawa co sie bedzie działo miedzy Wyattem a valerie.

      Usuń