czwartek, 27 października 2016

Cain Foster


27 października, Arkadia

Mając sześćdziesiątkę na karku, muszę przyznać, że nigdy nie zamierzałem dożyć tak późnego wieku. W mojej nonsensownej wizji z przeszłości miałem umrzeć przed pięćdziesiątym rokiem życia, nie uświadczywszy na głowie ani jednego siwego włosa, ani tym bardziej zmarszczki na twarzy. Tymczasem, wszystko potoczyło się własnym torem, dalece odległym od moich wyobrażeń.
Patrząc na Sol, niegdyś świeżą, pełną życia ślicznotkę z potencjałem mocy godnym miejsca w honorowej, prywatnej kolekcji niezwykłych talentów, którą żmudnie gromadził sam Alexius, nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. 
O ile dla mnie czas okazał się może nie tyle łaskawy, co wyrozumiały, zostawiając mi całkiem sporo jeszcze czarnych kosmyków i nie najgorzej prezentujące się ciało, to w przypadku tej biednej kobiety z całą pewnością nadrobił swoje straty z nawiązką. 
Na przestrzeni kilkunastu lat Sol zmieniła się nie do poznania. Ze swoją żylastą, anemiczną wręcz budową, matowymi, ściętymi do linii brody włosami, wysuszoną skórą na twarzy i popękanymi ustami, które niczym krwawa plama na niezwykle jasnej, prawie białej twarzy kontrastowały silnie z parą ogromnych jasnozielonych oczu o zmęczonym wyrazie, wydawała się być bardziej podobna do stracha na wróble niż do dziewczyny, którą dawno temu kochał bezgranicznie mój syn. 
Trudno było oderwać wzrok od tak wątłej, rysującej sobą nadzwyczaj smutny i godny współczucia obrazek istoty.
Lucas prezentował się już znacznie lepiej, jednak nie mniej zaskakująco. Dużo za szczupły, a jednak widocznie umięśniony, z długimi czarnymi jak smoła włosami, bladą twarzą, mającą dość wiele z matki i oczami, na które w żadnym stopniu nie byłem przygotowany. Stalowoszarymi, przewiercającymi na wskroś, stanowiącymi wyraźny kontrast z całą oprawą twarzy. 
Tak... To właśnie te oczy nie pozostawiały żadnych złudzeń...
Jeśli natomiast chodzi o Ash'a, niezwykle trudno byłoby mi nie dostrzec jak uderzająco podobny jest do mojego syna. W jego twarzy wszystko zgadzało się w mniejszych lub większych szczegółach, ciemne włosy również bez wątpienia odziedziczył po linii Fosterów, podobnie jak kolor oczu, który ku mojemu zaskoczeniu pokrywał się z całym szeregiem przedstawicieli naszego rodu, w tym także i ze mną. Wśród wszystkich jego cech fizycznych jedyną, którą przekazała mu matka, był kształt ust. 
Niemniej jednak, kiedy tak patrzył na mnie nieufnie, z dużą dozą rezerwy przeznaczonej dla nieznajomych, raz na czas zerkając to na swoją matkę, to na Luc'a, nie wydawał się podobny do żadnego z nich. 
Ściągnięcie do Arkadii całej tej trójki wbrew wszelkim pozorom i zapewnieniom Faith nie było wcale wielkim wyzwaniem. Przyznam teraz bez bicia, że przez całe te osiemnaście lat doskonale wiedziałem gdzie się ukrywają. Co więcej, sam osłaniałem ich przed dalekosiężnym wzrokiem  Alexiusa. 
A przynajmniej robiłem to, dopóki mogłem. Teraz, kiedy stali się potrzebni bardziej niż wcześniej, nie mogłem już dłużej odgrywać przed Radą nieudolnego nieudacznika, który nie potrafi odnaleźć dwójki dzieciaków i jednej kobiety, mając do swojej dyspozycji kilkadziesiąt zleceniowych morderców i szpiegów, których sam wyszkoliłem. 
Odwlekałem ten moment najdłużej jak było to możliwe, a kiedy już nie miałem innego wyjścia, zamiast któremuś z zaufanych podopiecznych, powierzyłem misję swojej śliczniutkiej współmałżonce.
Faith, moja żona z przypadku, po kilkunastu latach ciągłej pracy nad jej charakterem, wreszcie była lojalna jest pies. Nie odważyłaby się mnie w jakikolwiek sposób zdradzić, gdy obok wciąż znajdowała się Dany - tylko ona się dla niej liczyła. 
Poza swoją urodą, żoną była marną- sztywną, zimną, beznamiętną, oschłą i zbyt uległą. Być może wynikało to z ciągłego zastraszenia, któremu poddawałem ją profilaktycznie od początku naszego małżeństwa, a może ze zdarzeń, które na zawsze wyryły ostry ślad w jej psychice, z początku pozbawiając ją niemal wszystkich zmysłów. Musiałem jednak przyznać, że była świetną gospodynią i matką. Dbała o każdy szczegół w domu i ogrodzie, starając się stworzyć bajkowy świat dla Dany, na którą przelała całą swoją miłość pozostałą po jej dawnym życiu.
Dopóki nie wchodziła mi w drogę i trzymała się zasad, traktowałem ją dobrze. Jeśli się potknęła, dostawała nauczkę. Jak wszyscy moi podopieczni.
Nieustannie kontrolowana potykała się stosunkowo rzadko, nie próbowała się przeciwstawiać i nawet policzki przyjmowała z jako taką godnością. Dobrze wychowana nie sprawiała  wiele problemów i była łagodna jak baranek. Bała się mnie.
Kto mógłby być lepszy do takiego zadania, jeśli nie Faith?
Co więcej, świetnie kłamała. Koniec końców ćwiczyła to latami, udając przed Dany, że żywi wobec mnie jakiekolwiek ciepłe uczucia, że tworzymy szczęśliwą rodzinkę. Kłamała też na temat Alexiusa, Rady, swojej wybitej do cna byłej watahy, prawdziwego życia i... wszystkiego.
Dlaczego więc miałaby nie poradzić sobie z Sol, Ash'em i Luc'iem równie dobrze?
I zrobiła to. Przywiozła ich do Arkadii, co prawda po drugiej próbie, ale to nie ma znaczenia.
Są tutaj i nie ma już odwrotu. Alexius dostał to, czego chciał.
Obaj chłopcy będą zmuszeni odegrać ogromną rolę w teatrze Laufeysona, a zmusić ich do tego mam ja - spec od brudnej roboty, "sprzedawczyk Cain Foster".

Sypialnia Alexiusa wypełniona była ostrym zapachem lekarstw, krwi i ziół, które unosiły się pod sufitem w postaci skłębionych chmur dymu wydobywającego się z kadzideł.
Stałem przy balkonie i spoglądając przez szkarłatne kotary, z ukrycia obserwowałem Faith rozmawiającą w ogrodzie z kilkoma dekoratorami i ogrodnikiem, instruując ich jak powinni przystroić ogród na Samhain - ogromne przedsięwzięcie, które wymaga odpowiednich przygotowań.
Alexius przechadzał się mozolnie po pomieszczeniu, podpierając się na mosiężnej lasce, która przy każdym kolejnym kroku stukała irytująco o drewnianą podłogę.
-Skąd pewność, że Faith nie powiedziała im prawdy?- Zapytał ze znużeniem.
-Nie odważyłaby się na coś takiego - powiedziałem obojętnie. - Za bardzo boi się, że straci Dany. Sama jest we wszystko zamieszana, wydając nas, wyda siebie.
-W takim razie nie każ mi dłużej czekać - syknął, swoim lodowatym tonem zmuszając mnie do cofnięcia się od okna i spojrzenia w jego stronę.
Uśmiechnąłem się chłodno, patrząc wprost w zimne, niedorzecznie jasne oczy Alexiusa, otoczone teraz wieloma zmarszczkami, które rozchodziły się po całej jego twarzy w kierunku ust i znikały dopiero pod warstwą srebrnej brody.
-Jest tu dopiero od tygodnia. Nie mogę zrobić tego tak od razu, bo Sol zacznie coś podejrzewać.
Alexius zacisnął zęby i warknął głośno.
Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną. Zwłaszcza, że jego zegar od prawie dwudziestu lat tykał o wiele zbyt szybko.
 Jeśli ptaszki miały rację, wszystkim nam tyka szybciej...
-Za cztery dni pojawi się tu kilka setek ludzi, do których osobiście wysłałem zaproszenia. Jak myślisz, jaki autorytet wzbudzi w nich chory starzec poruszający się o lasce?! Ogłaszając nowe postanowienia, muszę stać na własnych nogach.
-Do Samhain dostarczę Ci wszystko, co potrzebne, Panie. - Zapewniłem. - Daj mi trzy dni.
-Dwa - rzucił mi pogardliwe, mrożące krew w żyłach spojrzenie i odwrócił się tyłem, żeby ociężale podejść do sofy po drugiej stronie pokoju, a następnie usiąść na niej, kładąc laskę na kolanach.- Nie pogrywaj ze mną, Cain. Ostrzegam, że śledzę każdy twój ruch.
Uśmiechnąłem się po raz kolejny.
-Bardzo mnie to cieszy.- Powiedziałem i ruszyłem do drzwi. - Będziesz miał to pojutrze. Dopilnuję też wszystkich przygotowań do Samhain, jeśli taka jest twoja wola.
-Organizacją zajmuje się reszta Rady - Alexius machnął ręką rozdrażniony. - Skup się na naszych gościach honorowych i przyjdź tutaj dopiero, gdy będziesz miał ze sobą to, co trzeba.
-Jak sobie życzysz.- Ukłoniłem się i podszedłem do drzwi, żeby wreszcie uwolnić się z nieznośnych oparów wiszących pod sufitem oraz samej postaci Alexiusa, zgarbionego na sofie i przewiercającego mnie a wskroś swoimi demonicznymi oczami. Zatrzymałem się jednak przed wyjściem i przypomniawszy sobie o jeszcze jednej rzeczy, zapytałem - Nie zamierzasz wcześniej go poznać?
Przewodniczący Rady wygiął usta w wyrazie niesmaku, pogłębiając tym liczne bruzdy na swojej twarzy, zanim odpowiedział zupełnie obojętnym, zimnym tonem:
-O odpowiednim czasie. W dzień Samhain przyprowadź do mnie całą trójkę.


1 komentarz:

  1. Uuu... Alex ma wnuka XDD Heh, czemu ha się wcześniej nie zorientowałam?
    No i wtf, Faith żoną Caina? Tego się kompletnie nie spodziewałam. 2:0 dla was XDD
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń