niedziela, 3 lipca 2016

Connie

28 września, Mount Dew

- Jestem! – zawołałam w głąb warsztatu, który jak zwykle był w tak ogromnym bałaganie, że nawet gdyby ktoś w nim był, to i tak pewnie bym tego kogoś nie znalazła do końca dnia. – Dwayne! Mam pizzę!
Rozejrzałam się dookoła, ale nawet na wieść o obecności jedzenia nikt się nie wychylił, ani nie odezwał.
- Nikogo nie ma? – Ponownie omiotłam wzrokiem pomieszczenie, po czym wzruszyłam ramionami i skierowałam się do mojego ukochanego samochodu, z naprawą którego handryczyłam się już ponad dwa tygodnie.
Zsunęłam z ramion koszulę, obwiązałam ją wokół bioder i nucąc sobie pod nosem nową piosenkę, która utkwiła mi w głowie, ruszyłam po potrzebny sprzęt.
W szufladzie, którą Klane Senior przeznaczył na moje narzędzia, o dziwo nie było wszystkiego. Brakowało kilku kluczy do blokowania kół, jednego wybijaka i kilku śrubokrętów z mojej dość pokaźnej kolekcji.
Mruknęłam pod nosem i chcąc nie chcąc zaczęłam rozglądać się dookoła za zaginionymi akcesoriami. Wyglądałam ich pod każdym autem, stolikiem, na każdym krześle, ale nie mogłam ich znaleźć. Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań uznałam, że to pewnie ten młody mechanik je sobie pożyczył i jak zwykle zamiast oddać, położył sam nie za dobrze wiedząc gdzie.

- Idiota – fuknęłam, po czym bez marnowania kolejnych bezcennych minut znalazłam jakieś zamienniki i przystąpiłam do pracy, która już w pierwszych kilku sekundach rozładowała całe me napięcie.
Tego mi było trzeba po spędzenia niemal całego dnia w towarzystwie wyniosłych, nieobliczalnych kuzynów i oczywiście kuzynki.
Majsterkowanie pochłonęło mnie tak bardzo, że nie zorientowałam się nawet, że gdy skończyłam było już dawno po zmroku i pewnie dalej nie byłabym tego świadoma, gdyby do warsztatu nie przyszła Alison.
- Connie? Co ty tu robisz o tej porze? – Zapytała, czym mnie nieźle nastraszyła, zważając na to, iż nawet nie byłam świadoma jej obecności.
- Och… Ali… Wystraszyłaś mnie. Przyszłam trochę pogrzebać. – Uśmiechnęłam się do dziewczyny, wycierając wierzchem dłoni pot z czoła. – A ty co tu robisz? Myślałam, że to ty wyciągnęłaś Dwayne’a z warsztatu. Nie było go tu, gdy przyszłam.
- Naprawdę? No cóż… - Alison z delikatnym uśmiechem podeszła do mnie i nieśmiało starła kciukiem z mego policzka smugę po oleju silnikowym.– Trochę się pobrudziłaś.
- To przecież norma… – zaśmiałam się, dotykając dłonią miejsca, w którym wcześniej widniała plama. - Znasz mnie. W takich momentach nie przejmuję się wyglądem.
Puściłam oczko do koleżanki, która słodko kiwnęła głową i z jeszcze większym uśmiechem usiadła na najbliżej stojącym krześle.
- Nie będzie ci przeszkadzało, jeżeli posiedzę tu z tobą? Wiesz… Dwayne nie lubi jak mu się przeszkadza – zagadnęła dziewczyna. Popatrzyłam na nią i z uśmiechem przystałam na jej prośbę.
- Zostań. Będzie mi raźniej – rzuciłam odwrócona już do niej plecami, nurkując pod maską auta.

****

- Więc… Tak właściwie… Od jak dawna znasz się z Dwaynem? – zagaiła słodka brunetka, która chyba sama nie wiedziała jak cudownie pachnącą aurę rozsiewa dookoła swojej osoby.
- Z D.? Ach… Będą już te dwa lata – roześmiałam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania.
Byłam wtedy młodziutka i głupiutka, ale już wtedy wiedziałam czego chcę. Ledwo weszłam do warsztatu i już zdołałam zabłysnąć przed ojcem przyjaciela, który od tamtej pory traktował mnie jak córkę. D na samym początku był do mnie wrogo nastawiony, ponieważ jego ojciec zawsze prosił mnie o przysługi i to ja dostawałam te najlepsze zlecenia.
- Jaki on był? – zapytała nieśmiało, zgarniając z czoła zbłąkany kosmyk kasztanowych włosów. – To znaczy… Czy się zmienił…
Wybuchłam śmiechem, po prostu nie mogąc się powstrzymać, ale gdy zobaczyłam spojrzenie Alison, ucichłam.
- Oj, zmienił się… I to bardzo. Gdy go poznałam był jeszcze większym smarkaczem ode mnie. Teraz jest już trochę lepiej. A o co chodzi? – Zastanawiało mnie to zainteresowanie dziewczyny, a moja ciekawość była nie do okiełznania.
- Aaa… Tak tylko pytam. Po prostu… Jesteście ze sobą dość blisko – popatrzyła na mnie swoimi ciepłymi, czekoladowymi oczami.
- Może i jesteśmy… Ale my tylko się przyjaźnimy. Bardzo mu się podobasz, więc mną się nie przejmuj – zachichotałam, po czym podeszłam do dziewczyny i tym razem ja pomogłam jej, odgarniając kosmyki lśniących włosów z jej czoła.
Ali mimowolnie wstrzymała oddech, co sprawiło, że od razu odsunęłam od jej twarzy dłoń i odchrząknąwszy cicho wróciłam do pracy.
- Con… Powinnaś sobie kogoś znaleźć – rzuciła słodko Alison, siląc się na spokojny ton głosu, którego naturalnie cukierkowe brzmienie, przyjemnie pieściło moje uszy, nie to co ten sztuczny Mandy. Alison po prostu taka było. Nie udawała. Po prostu była nad wyraz słodka, delikatna i niewinna.
- Przynajmniej ty nie zaczynaj. Już mam dość – westchnęłam, odwracając się do niej tyłem.
- Mówię ci. Od razu będziesz szczęśliwsza… I mniej samotna – zaćwierkała dziewczyna.
- Może… Tooo… Jakie macie plany na najbliższe dni? Ty i Dwayne? – zmieniłam temat, uporczywie wpatrując się w silnik, niemal w całości rozebranego samochodu.
- Sama nie wiem… Najważniejsza jest szkoła, a co po niej… Heh… Pewnie jakieś spacery, imprezy. No wiesz.
- A może … - zaczęłam, nadal zawieszając wzrok na otwartym aucie. – Może wybrałabyś się ze mną na kawę? Pogadałybyśmy wreszcie jak koleżanki, poznałybyśmy się lepiej.
Wypuściłam powietrze zalegające w mych płucach, po czym znów wstrzymałam oddech, czekając na odpowiedź.
- W sumie… Czemu nie – skwitowała ciemnowłosa, uśmiechając się przyjacielsko.

****

Z uśmiechem na ustach weszłam do domu, zdjęłam buty, kurtkę i już miałam skierować się na górę, do pokoju, gdy nagle w połowie kroku zatrzymał mnie głos matki.
- Connie, chodź tu do nas. Kolacja jest już na stole – wołała rodzicielka z jadalni, w której zapewne byli już wszyscy. Z wielkim trudem udało mi się przekroczyć prób pokoju, w którym się znajdowali, i usiąść na wolnym miejscu obok Patricka.
- Co robiłaś do tak później godziny? – Zapytała matka, patrząc na mnie z dezaprobatą, na co ojciec ścisnął delikatnie jej ramię.
Dziękuję, tato.
- Byłam w warsztacie razem z Alison – odpowiedziałam, nawet nie siląc się na dalsze wyjaśnienia. Nie umknęła mojej uwadze mina Mandy, która mówiła „A nie mówiłam”.
- Och… Alison to bardzo miła i ułożona dziewczyna… Bardzo dobrze znam jej rodziców…
I koniec. Mama odpłynęła, a co najważniejsze przestała na mnie zwracać uwagę, ponieważ była za bardzo zajęta opowiadaniem mojemu wujostwu o tym jaka to Ali nie jest cudowna.
- Twoja dziewczyna? – Poczułam delikatne szturchnięcie po mojej prawej stronie i nawet nie musiałam podnosić wzroku znad talerza, żeby odgadnąć, że to Mandy tak bardzo interesuje moje życie osobiste.
- Nie mam zamiaru się tobie tłumaczyć. Ale dla twojej wiadomości… Jest to dziewczyna mojego przyjaciela – rzuciłam powstrzymując się od warkotu, który wyrywał się z mego gardła.
- Mów co chcesz… Ja i tak wiem swoje – skwitowała blondynka.
Opadły mi ręce, ale do końca wieczoru nie zwracałam już na nią uwagi, dzięki czemu uniknęłam niekomfortowych, pełnych negatywnego napięcia sytuacji.

****

Gdy było już grubo po północy i umyta szykowałam się do spania, do mego pokoju wparowały cztery śmiejące się osoby. Nie kto inny, jak moi pełni energii kuzyni. A tuż za nimi Mandy wraz z Pat’em.
- Może masz ochotę pograć w grę? – zagaił najstarszy z grupki, uśmiechając się nieprzerwanie.
- Jaką grę? – zapytałam z zaciekawieniem, delikatnie się prostując. Wyraz twarzy chłopaka troszkę mnie zaniepokoił, ale i tak gra była lepsza od siedzenia z nimi w pełnej napięcia ciszy.
- Każdy po kolei zadaje pytanie wybranej osobie z grupy. Odpowiadasz tak lub nie. Za odpowiedź przeczącą zaciągasz się skrętem.
Skręt? O nie… Co to, to nie… Nie ma szans. Nie wezmę tego czegoś do ust - zaklinałam się w myślach.
- Wchodzisz? – głos Cola wyrwał mnie z zamyślenia, ale to nie zmieniło faktu, że nie miałam zamiaru palić tego świństwa.
- Chyba spasuję – rzuciłam, ponownie opierając się o ściankę za moimi plecami.
Po pierwsze: na dole byli rodzice, a po drugie: i tak nie miałam zamiaru brać tego czegoś do ust.
- Tchórzysz? – dopytywał się chłopak, którego najwidoczniej śmieszyła ta cała sytuacja.
Tak, ludzie… Może jeszcze wyciągniemy alkohol i narkotyki, i wszyscy się naćpamy.
- Nie tchórzę… Po prostu nie rajcują mnie tego typu zabawy.  
- A może masz coś do ukrycia, co, Con? Na przykład…
- Dobra… Wchodzę – przerwałam wypowiedź swojej denerwującej kuzynki, która patrzyła teraz na mnie z triumfalnym uśmiechem.
Co ty do cholery robisz, Connie?
- Dobra… Póki młodego nie ma – zarechotał Rick, którego oczy zabłysły niebezpiecznie. – Więc… Cole… Kim jest twoja ostatnia ofiara?
- Uuuu… - Mandy popatrzyła wyczekująco na brata, który zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Ma na imię Kiera, drugoklasistka. Nie powiem… Było dość ciekawie – rzucił od tak Cole, którego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- I co teraz z nią? – dopytałam, z niedowierzaniem przysłuchując się jego odpowiedzi.
- A co ma być? Było i minęło – wzruszył ramionami brunet, na co drugi z najstarszych braci zarechotał jeszcze głośniej niż wcześniej.
Nie wierzę.  Zupełnie tak jakby to było nic, że najpewniej zniszczył życie jakiejś ślepo w nim zakochanej dziewczyny.
- Teraz moja kolej – uśmiechnął się pierwszy, po czym spojrzał na mnie. Jego twarz nabrała iście diabelskiego wyrazu, na co ja mimowolnie zadrżałam. – Connie.
- Tak? – na kilometr można było wyczuć niepokój w mym głosie, ale co mogłam na to poradzić. Bałam się tego o co mnie zapyta.
- Powiedz mi, kochana… Lubisz waniliowy, czy ostry? – Zrobiło mi się słabo… Znieruchomiałam, nie wierząc własnym uszom. Przełknęłam głośno ślinę, poprawiając się nerwowo na łóżku. Kurde… Co ja robię.
- Lepszym pytaniem by było… Czy w ogóle już to robiła… – zagaił blondwłosy plastik siedzący naprzeciwko mnie.
Co ich to w ogóle obchodzi!
- Robiłaś to, Con? – dołączył się Rick, którego wyraz twarzy wyglądał gorzej od tego na twarzy Cola.- No dalej… Odpowiadaj.
- Nie takie było pytanie – obruszyłam się, wbijając wzrok w kuzynów. – Co to w ogóle za gra. Denerwujące.
- Nie wymiguj się, kuzyneczko.
- Albo odpowiesz, albo ciągniesz – mruknął z zadowoleniem Rick, wyjmując z kieszeni małe zawiniątko.
Byłam w kropce. Trzy pary oczu zwrócone w moja stronę czekały na mój ruch, a ja wahałam się jak nigdy w życiu.
- Chłopaki…. I Mandy. Dajcie jej spokój – odezwał się Patrick, ale wszyscy mieli go gdzieś. Każdy patrzył się na mnie wyczekująco.
- Con… Nie musisz odpowiadać.
- Albo mówi, albo ciągnie – zarechotał Cole ze złowieszczym uśmiechem na połowę twarzy.
- Jestem dziewicą. Mam swoje przekonania i mi z tym dobrze. Wolę być niedoświadczona, niż puszczać się na prawo i lewo, ślepo wierząc w to, że to ja jestem górą nad tymi wszystkimi chłopakami, z którymi bym sypiała, co jest absurdem.  – wyrzuciłam w końcu z siebie, końcowe słowa wypowiadając powoli, w kierunku Mandy, której uśmiech momentalnie zszedł z twarzy.
- Suka – wysyczała dziewczyna w odpowiedzi na moje słowa.
- Ja również mam określenie, które świetnie do ciebie pasuje, ale zostawię je dla siebie – odparłam wstając. – A teraz do widzenia… Miałam zamiar iść spać nim tu wparowaliście.
- Jeszcze skończymy naszą grę – rzucił Cole na odchodne, ale ja niezbyt się tym przejęłam, ponieważ mogłam wreszcie odetchnąć. 
W pokoju zostałam tylko ja i Pat, którego mina świadczyła o jego trosce.

- Nie martw się. Wszystko jest w porządku. To nie była jakaś tam wielka tajemnica – odparłam podchodząc do niego, i wtuliłam się w jego ramiona, tak jak robiłam to kiedyś, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, a mnie zdarzała się krzywda. Właśnie dzięki temu wiedział, że tak naprawdę, nic nie jest w porządku. 

2 komentarze:

  1. Ooo... (hah, bardzo konstruktywne stwierdzenie xd)
    Nie no, podobało mi się. Miałam dzisiaj dosyć męczący dzień, więc raczej nie uda mi się napisać czego z sensem, ale mogę chociaż spróbować :D
    Ogólnie rzecz ujmując, robi się coraz ciekawiej. Dostrzegam pewne znaczące(?) elementy, ale na razie zachowam je dla siebie, if u know what i mean ^^
    Podoba mi się, że większość (a może wszystkie? hah, nieważne) postaci na tym blogu ma swój własny charakter, w pewien sposób się wyróżnia czy to sposobem bycia, czy choćby charakterystycznym stylem każdego opka. Jest to coś, co jest dosyć trudne do osiągnięcia, choć tutaj w pewnym sensie, możliwe że łatwiejsze z powodu większej liczby osób piszących. Niemniej jednak, podoba mi się to.
    Fajne jest też, że każda z postaci ma własne życie, własnych znajomych i własne problemy, z którymi musi się zmagać. To, mimo iż wprowadza lekki chaos, jest bardzo ciekawe i mnie przynajmniej, zachęca do poznawania dalszych losów bohaterów.
    Dobra, starczy tego. Prawdopodobnie pod następnym postem mój komentarz będzie bardziej lakoniczny lub nie będzie go wogóle, ale przynajmniej się starałam stworzyć coś konstruktywnego mimo ewidentnego zmęczenia i opadających powiek. Także ten, dobranoc wszystkim, którzy idą już spać, a pozostałym życzę przyjemnego nocnego markowania XD
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuuuuuu, jakie ciekawe podteksty, uuuu. Fajnie ;)

    OdpowiedzUsuń