3 października, Anchorage
Złapałam się za głowę i zgięłam w pół, mimowolnie próbując uśmierzyć ból, który przeszył moje ciało, począwszy od głowy, aż po palce u stóp. Przed oczami widziałam plamy, które nieudolnie próbowały przybrać jakieś sensowne kształty. Nawet po przymrużeniu powiek nie udawało mi się zidentyfikować stojących przede mną roślin i mebli, które widziałam przed atakiem paniki. Paniki wywołanej bólem rozchodzącym się po całej klatce piersiowej i rozpływającym się po wszystkich zakamarkach mego ciała. Na początku był nie do zniesienia i myślałam, że zemdleję z jego natężenia, ale teraz już zaczął ustępować, więc z ulgą zamknęłam oczy i czekałam.
- Connie… - usłyszałam za sobą zatroskany głos kuzyna, który zszokowany całym zajściem, którego był świadkiem, nie wiedział jak się zachować. Cieszyło mnie to, ponieważ czułabym się niezręcznie, gdyby do mnie podbiegł i zaczął mi pomagać, pytając „Czy, aby na pewno wszystko jest w porządku”. Oboje tak byśmy się czuli. Troska troską, ale nie miałam zamiaru zgrywać ofiary, sierotki która nie może sobie sama poradzić i która potrzebuje pomocy na każdym kroku. Zwłaszcza od mężczyzn pokroju Col’a, zarozumiałych, aroganckich, wrednych i zimnych. Zwłaszcza tych, których w przeszłości za blisko do siebie dopuściłam .
- Zajmij się swoimi sprawami, Cole. To były tylko delikatne zawroty głowy, nie ma co roztrząsać tej sprawy. Liczę, że zatrzymasz to dla siebie – rzuciłam, nawet nie odwracając się w jego stronę, po czym wróciłam na salę, co nie było dobrym wyborem z mej strony.
Zwłaszcza, że nie doszłam jeszcze do siebie po nawrocie.
Każdy kolejny krok sprawiał mi coraz więcej bólu, który rozchodził się po mych nogach. Ze wzrokiem wbitym w stopy starałam się iść prosto, nie pozwalając samej sobie, na zachwianie się. Nieudolnie, jak później się okazało, gdyż nagle na moich ramionach zacisnęły się czyjeś palce i wkrótce tuż obok, po mojej prawej stronie pojawiła się twarz Col’a.
Próbowałam się wyrwać, ale bez skutku, gdyż ten zamiast puścić, ścisnął moje ramiona jeszcze mocniej.
- Jeżeli nie chcesz zrobić ciekawego przedstawienia na środku sali, upadając jak kłoda na twarz, to przestań się wiercić i uśmiechnij się. Już prawie jesteśmy przy stole – powiedział przez zęby, gdyż w międzyczasie nie przestawał się uśmiechać w stronę rozmawiających członków naszych rodzin.
- Och, Connie, co tak długo? - zapytała z zaciekawieniem matka, która zauważywszy koło mnie kuzyna odchrząknęła i uśmiechnęła się znacząco, patrząc na mnie z niemałym zaskoczeniem. - Wróciliście razem?
- Przepraszam, ciociu, to przeze mnie. Spotkałem Connie na korytarzu i zatrzymałem ją rozmową. Mam nadzieję, że… – wyjaśniał chłopak przepraszającym tonem. Kłamca idealny, pomyślałam, przyglądając się z niedowierzaniem temu jak matka spija słowa z jego ust, wierząc w każdą bzdurę, którą wymyślił.
Ale byłam mu wdzięczna za to, że naumyślnie delikatnie minął się z prawdą. Zaoszczędził mi tym godzin wyjaśnień i zapewniania rodzicielki, że wszystko ze mną w porządku i że nie muszę jechać na żadną kontrolę. Kilka lat temu przysięgłam sobie, że moja noga już nigdy tam nie postanie i mam zamiar wywiązać się z obietnicy.
- Nic się nie stało, Col. Cieszę się, że odnaleźliście wspólny język. – odparła słodko moja matka, nie przestając się przy tym uśmiechać z tylko jej znanego powodu. Westchnęłam, czując w duchu, że to początek jakiejś nieuniknionej katastrofy.
- Ja również cieszę się z tego powodu – chłopak patrzył się na mnie, na oczach wszystkich przeszywając mnie wzrokiem, ale jego słowa skierowane były do Amelii Lee, która była wniebowzięta. Odwróciłam wzrok od niego, tym samym zwracając są twarz w stronę reszty kuzynostwa, co dzisiejszego wieczoru było mym kolejnym błędem. Mój wzrok skrzyżował się z zaciekawionym wzrokiem Rick’a, którego usta wykrzywił grymas, który w przeszłości nie raz widziałam na jego twarzy. Zadrżałam nieświadomie, łapiąc za koniec rękawa marynarki stojącego obok mnie Col’a. Czułam się dokładnie tak jak wtedy i nic na to nie mogłam poradzić, a jedyne co mogłam zrobić i co zrobiłam, to uśmiechnąć się przepraszająco i usiąść na swoim miejscu, unikając spojrzeń wszystkich obecnych.
Tak jak przypuszczałam, gdy tylko opadłam na krzesło i wbiłam wzrok w stojący przede mną talerz, wszyscy znajdujący się przy stole wrócili do rozmów. Odetchnęłam z ulgą i od niechcenia, nadal z opuszczoną głową zaczęłam bawić się kieliszkiem do połowy wypełnionym białym winem, którego od początku kolacji nawet nie tknęłam. Przyłożyłam do ust cieniutkie szkło i po chwili poczułam przyjemne ciepło na języku i w gardle, które na ułamek sekundy bardziej mnie ożywiło.
Od niechcenia przejechałam wzrokiem po twarzach rozmawiających członków rodziny, na chwilę przystając na osobie Col’a. Nie wiedziałam co o nim myśleć i jakie są jego prawdziwe intencje. Tacy jak on zawsze mają jakiś haczyk, a ja nie jestem aż tak głupia, żeby o tym nie wiedzieć.
- Connie, skarbie… - z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos rodzicielki, która z matczyną troską ujęła moją dłoń. – Wyglądasz jakoś nieobecnie. Czy wszystko w porządku?
- Tak, mamo. To tylko ze zmęczenia – wyjaśniłam szybko, próbując zapobiec dodatkowym pytaniom. – Jak wrócimy do domu i wreszcie położę się w łóżku od razu poczuję się lepiej.
Posłałam matce delikatny uśmiech i wróciłam wzrokiem do kieliszka, którym ponownie zaczęłam się bawić.
- Czyżby nasza kuzynka zaczęła się nudzić? – usłyszałam głos z drugiego końca stołu, który niewątpliwie należał do jednego z mych cudownych kuzynów. Na moje nieszczęście był to nie kto inny, jak sam Rick, którego oczy zdradzały jednie podejrzaną ekscytację.
Wbiłam w niego twarde spojrzenie i powstrzymując odrazę, uśmiechnęłam się.
- Ależ oczywiście, że nie… Jestem po prostu bardzo zmęczona. Przepraszam za moje zachowanie. – powiedziałam najsłodziej jak umiałam .
- Och… słyszałem, że zbliża się wielki dzień dla Connie, Patricka i innych młodych zmiennokształtnych. Jestem ciekawy co też tym razem wymyślili… - zaczął wujek, lecz ja nie chciałam tego słuchać. Słyszałam jego słowa, ale nie rozumiałam ich. Ich sens do mnie nie docierał. Czułam się tak, jakby ktoś zagonił mnie w ciemną uliczkę. Czułam, że nadal mnie obserwuje. Jego spojrzenie było zbyt intensywne, by od tak po prostu móc je zignorować. Zbyt dobrze je znałam, by móc zapomnieć. Myślałam, że mam to już za sobą i nie myliłam się. Teraz byłam inna, silniejsza i bardziej niezależna. Nie byłam dzieckiem, ufnym małym brzdącem, którego od tak można sobie wykorzystywać, bo nie ma prawa głosu i jest zbyt nieśmiałe i skryte, by móc wykrzyczeć całemu światu swe krzywdy. Nie mogę pozwolić na to, by przeszłość do mnie wróciła.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu, który na początku próbowałam zignorować, jednak wibracje stawały się coraz bardziej natarczywe. W końcu przeprosiłam towarzystwo i sięgnęłam po komórkę z zaciekawieniem stwierdzając, że dzwoniącą osobą jest Blair.
- Słucham... O co chodzi?
- Con… Nie uwierzysz… Ale się działo…
Ten uczuć, kiedy wiesz, o co chodzi i masz ubaw z tych wszystkich momentów, których inni nie zrozumieją do końca przez kilka następnych rozdziałów Connie huehue XDD
OdpowiedzUsuńCo prawda, nie czytałam przedpremierowo, ale... ma się te znajomości ^^
#connie-i-jej-popierdolone-kuzynostwo 😁😁😁
Chociaż nie powiem, początek mnie zaskoczył... 🤔
Pozdrawiam~
Ja wiem o co chodzi. A przynajmniej się domyślam xd I sądzę, że po tym rozdziale łatwo jest się zorientować, o ile się nie jest takim całkiem tępym :P Czaję, że miało to być dawkowane, ale tajemnica może wymknęła się trochę spod kontroli? Chyba, że to ja źle myślę. Ale nie powiem co myślę, żeby inni też odrobineczkę pogłówkowali.
UsuńPozdrawiam!
Hihi :) Nie wszystko jest tym, na co wygląda ;)/ Con
UsuńA ja mam pytanie związane z pewnym komentarzem, który jakiś czas temu znalazł się na tym blogu.
OdpowiedzUsuńCzy jest taka mmożliwość, by Col został odrębną postacią?
Byłoby ciekawiej, gdyby się to udało ^^
Już na samym początku zaciekawiła mnie ta postać. / Shadow
To zależy przede wszystkim od Connie i jej pomysłu na tą postać ;)
UsuńGdzieś już wspominaliśmy, że postacie drugo- i dalszoplanowe można "adoptować" :D
Byłoby super, gdyby dało radę :) Czekam na Waszą decyzję i przyszłe opowiadania
OdpowiedzUsuń