sobota, 12 marca 2016

Connie

27 września, Mount Dew

Z determinacją wpatrywałam się w otwarty przede mną samochód, czekając aż coś w końcu przyjdzie mi do głowy. Co chwilę jak nie kręciłam głową, to na nowo podpierałam się prawą ręką o maskę, zerkając głębiej do środka.
- I jak ci tam idzie, Con? – Usłyszałam za sobą głos Dwayne'a, który z ciekawością zaczął zaglądać mi przez ramię, co delikatnie mnie podirytowało.
- Dway… Możesz się troszkę odsunąć? Naruszasz moją bezcenną przestrzeń osobistą – mimowolnie zaśmiałam się, w momencie w którym chłopak na chama  zaczął się na mnie pchać.
Dwayne był wysokim czarnowłosym, jasnookim i jasnoskórym młodym mężczyzną o ujmującym, ciepłym uśmiechu, wydatnych kościach policzkowych i bardzo dobrze zbudowanym ciele, z  którym otwarcie się obnosił, nosząc bokserki na ramiączkach, które pod koniec każdego dnia były od góry do dołu umazane smarem, tak samo jak cała reszta jego osoby, nie pomijając oczywiście przystojnej twarzy.
 - Jak ci idzie z Ali? – Zagadnęłam, zerkając na chłopaka i jednocześnie łapiąc za ścierkę, którą na początku dnia wsunęłam za pasek od spodni, po czym wytarłam dłonie z czarnej mazi.
- Nie narzekam. W sumie… Umówiłem się z nią i dziś razem idziemy na imprezę do Walton’s – Uśmiechnął się szeroko, ciesząc się z przekazanej mi informacji jak małe dziecko.
- Super. Alison to świetna dziewczyna. Nie zaprzepaść tego kolejny raz. – mruknęłam, wracając do myślenia nad sposobem naprawienia stojącego przede mną samochodu.
- A ty jesteś cudowną przyjaciółką. Tym razem będzie inaczej – rzucił, przytulając mnie od tyłu, po czym oddalił się bez słowa.
Westchnęłam, gdy dźwięk jego kroków ucichł, a jedyny rytm serca jaki słyszałam, to mój własny. Spuściłam głowę z przemęczenia, po chwili ocierając prawą ręką pot z czoła.
- Kurde… Nigdy nie uda mi się go odpalić – fuknęłam, mimowolnie kopiąc nogą błotnik jednego z przednich kół.
***

- Już jestem! – zawołałam, rozglądając się dookoła, ale odpowiedziała mi tylko cisza. 
Ech…. Tego mi było trzeba. Błoga cisza…
W zaledwie pięciu krokach przeszłam odcinek dzielący mnie od kuchni, gdzie z lodówki ukradłam butelkę z moim ulubionym pomarańczowym sokiem i z lisim uśmieszkiem upiłam spory łyk. Do spotkania klanu miałam jeszcze kilka pięknych i długich godzin, więc z jeszcze większą radością włożyłam do uszu słuchawki i wyszłam z domu, od razu kierując się do garażu, w którym zaszyłam się na dobre dwie godziny… I pewnie siedziałabym tam dłużej, gdyby tuż przede mną nie pojawił się ojciec, tupiąc nogą ze zniecierpliwieniem.
- O co chodzi, tato? – zapytałam słodko, nie przerywając  wykonywanej czynności.
- Chyba nie zapomniałaś o spotkaniu… Prawda? – Mężczyzna uniósł brew i popatrzył na mnie karcąco, przez cały czas powstrzymując się od uśmiechu. Tym właśnie różnił się od mamy. Nawet jeżeli chciał być poważny, nie mógł.
- Przepraszam… Motoryzacja jest dla mnie tym, czym dla ciebie jest chemia i fizyka – uśmiechnęłam się do niego i wstając z klęczek otrzepałam skórzane rurki z kurzu – Po prostu straciłam poczucie czasu.
- Zostaje ci to wybaczone, skarbie, ale idź już.  Jak cię mama zobaczy, to się załamie – skwitował, przyglądając mi się dokładnie.
 Pewnie wyglądałam tak, jak zwykle – rozczochrane włosy, twarz w smarze, pobrudzona bluzka i szklące się od wysiłku oczy i skóra.
Zaśmiałam się cicho i przytuliwszy ojca, poszłam się wyszykować. Nie cieszyła mnie ta sytuacja, ale mus to mus. W końcu nie tylko ja miałam problem z dostosowaniem się do niektórych narzuconym nam reguł, przynajmniej z tego młodszego pokolenia.

*

Po dość krótkim prysznicu i kilkuminutowym ogarnianiu włosów oraz twarzy, byłam już prawie gotowa do wyjścia, a jedyną rzeczą jaka mi pozostała było wybranie sobie odpowiedniego ubrania.
Stojąc przed szafą, wpatrywałam się w schludnie poskładane ubrania, ale nawet po dziesięciu minutach wygrzebywania i szukania ubrań, nadal nie wiedziałam co założyć.
W sumie nigdy nie wiedziałam w co powinnam być ubrana na spotkaniach i zazwyczaj w tej kwestii radziłam się mamy, która mimo iż miała zupełnie różniący się styl od mojego, to i tak była mistrzynią w stylizacjach na tego typu okazje.
- Powinnaś założyć tą granatową sukienkę z długim rękawem, botki, które ostatnio ci kupiłam i skórzaną ramoneskę z futerkiem – jak na zawołanie usłyszałam głos stojącej teraz za mną rodzicielki.
- Dziękuję – sapnęłam, z ulgą wypuszczając powietrze.
- Ubieraj się… Jak będziesz gotowa, to zejdź na dół. My już z tatą czekamy – zaćwierkała, przyglądając mi się w międzyczasie tym swoim przenikliwym, matczynym wzrokiem.
- A co z Parickiem? – zapytałam, pomimo tego, że sama dobrze wiedziałam, gdzie jest ten idiota.
- Z przyjaciółmi – odparła kobieta, nie ukrywając swego niezadowolenia. Owszem, szanowała rodzinę Deepwoodów i tak jak inni starała się żyć z nimi w przyjaznych, ciepłych stosunkach, ale jako nauczycielka nie przepadała za reputacją ich syna w szkole. Nic więc dziwnego, że nie cieszył ją fakt, że Pat tak często spędza z nim czas. – Przyjdzie na spotkanie razem z nimi….
Brunetka z dezaprobatą pokręciła głową i przybliżywszy się do mnie dotknęła palcem wskazującym skóry za moim uchem, gdzie pewnie pozostała niewielka plamka po oleju silnikowym.
- Znowu bawiłaś się w chłopaka, Connie? Ile razy mam ci mówić, że to nie jest zajęcie dla kobiety. Powinnaś zająć się czymś bardziej dziewczęcym. Malowaniem, tańcem, czymkolwiek… Bardzo dobrze wiesz, że chłopcy nie lubią mało kobiecych dziewczyn – znowu zaczęła swój wykład, który słyszałam już z milion razy i pewnie byłoby tego więcej, gdyby ojciec za każdym razem nie próbował mi pomóc, co czasami delikatnie łagodziło sprawę.
- Chłopak nie jest mi potrzebny do szczęścia, mamo – fuknęłam, masując jednocześnie skronie dłonią, w międzyczasie próbując nie wybuchnąć. Zawsze było tak samo, a że i ja i mama miałyśmy twarde charaktery, nie mogło się to skończyć bez kłótni.
- Jest tylu miłych i przystojnych młodzieńców w miasteczku… Ale ty oczywiście wolisz się z nimi… Kolegować. Powinnaś wziąć przykład ze swoich koleżanek, Alison Thomson, Blair Brocks, nawet Valerie Moore...
- Cóż… Taka już jestem mamo… Nie da się dolać wody do już pełnego naczynia, ale nie rozumiem po co je mieszasz w tą rozmowę…  – skwitowałam, zakładając ręce na biodra.
- Kiedyś będziesz musiała spoważnieć, kochanie. Być bardziej odpowiedzialną, dziewczęcą.
- Ja jestem poważna i odpowiedzialna, mamo. Nie potrzebuję do tego słodkich spódniczek i sukienek w kwiatki, lekcji tańca, czy talentu plastycznego. – rzuciłam, powoli zaczynając wkładać na siebie poszczególne części garderoby. Nie miałam nic do dziewczyn. Z pierwszymi dwoma przyjaźniłam się, a do Valerie nic nie miałam, chodź należałyśmy raczej do odrębnych grup. Po prostu miałam już dość tego wszystkiego. Nie pierwszy raz słyszałam o tym, że powinnam być taka jak one. Matka o dziwo nigdy nie wzięła pod uwagę tego, że będąc taką jaką jestem, czuję się najlepiej i najbardziej kobieco. Na moje szczęście, po dosyć długiej ciszy kobieta wyszła z mojego pokoju, ale niestety miałam dziwne przeczucie, że to jeszcze nie był koniec tematu.
- Żegnaj spokoju… – mruknęłam z niezadowoleniem. Znając matkę, ta przez całe dzisiejsze spotkanie nie przestanie przewiercać mnie wzrokiem, lub na siłę będzie próbowała zapoznać mnie z jakimiś „miłymi i przystojnymi młodzieńcami”.
Westchnęłam przeciągle i ostatni raz przejrzawszy się w lustrze, zeszłam na dół.

*

- Blair, jesteś już w drodze? – zapytałam, trzymając telefon przy uchu i jednocześnie zakładając buty, by zaoszczędzić tym trochę czasu.
- Tak. Właśnie dojeżdżam.– usłyszałam po drugiej stronie.
- Okej… Nie ma z tobą przypadkiem Patricka?
- Nie, miał się zabrać z Wyatt'em. A co?
- Nieważne – sapnęłam - Nie uwierzysz co się stało… Ale to opowiem ci już na miejscu. Na razie się rozłączam. Papa… - Schowałam telefon do kieszeni i skierowałam się do drzwi. 



6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Rozwalił mnie ten kom xD Ale i tak dobrze ze ktos sie pofatygowal skomentowac, bo ost nawet nie ma z kim podyskutować -.-

      Usuń
    2. Znaczy, jako że to opo mojej Unnie, to przez chwilę chciałam dodać "..:.." ale uznałam, że raczej nie wypada xd Zresztą, ona i tak wie, co myślę i nawet jakbym napisała tamte kropki to i tak by zrozumiała, że jest cool ;3 (hihihi...)
      Pozdrawiam~

      Usuń
  2. Co masz na myśli przez dyskusje? Ludzie nie komentują byle jak ,bo komentarze na tym blogu skoro już, to miały być przemyślane.

    OdpowiedzUsuń
  3. A kto powiedział, że mają komentować byle jak? Chyba swoją opinię o tym co przeczytali mogą napisać? Myślę, że autorom miło jest poczytać co sądzą o tym inni albo nawet wziąć pod uwagę jakieś uwagi, no nie? Wtedy jest przynajmniej jakaś interakcja - a reszta może gdzieś podyskutować na temat swoich opini

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podobało twoje opowiadanie :) Jest kilka błędów, ale to zdarza się każdemu :3
    Napisałaś dopiero jedno opowiadanie, ale ja już wiem, że będę ubóstwiała twą postać *.* Jest niesamowita. Silna młoda kobieta, która mimo niewielkiego młodzieńczego buntu nadal potrzebuje pomocy i bliskości rodziców ^^ Jej stosunek do brata... Prze... Hmmm... komiczny będzie chyba dobrym słowem :> Czekam na dalszy ciąg twojej historii ;)

    OdpowiedzUsuń