27 września, Mount Dew
Z determinacją wpatrywałam się w otwarty przede mną samochód, czekając aż coś w
końcu przyjdzie mi do głowy. Co chwilę jak nie kręciłam głową, to na nowo
podpierałam się prawą ręką o maskę, zerkając głębiej do środka.
- I jak ci
tam idzie, Con? – Usłyszałam za sobą głos Dwayne'a, który z ciekawością zaczął
zaglądać mi przez ramię, co delikatnie mnie podirytowało.
- Dway…
Możesz się troszkę odsunąć? Naruszasz moją
bezcenną przestrzeń osobistą – mimowolnie zaśmiałam się, w momencie w którym
chłopak na chama zaczął się na mnie
pchać.
Dwayne był
wysokim czarnowłosym, jasnookim i jasnoskórym młodym mężczyzną o ujmującym, ciepłym uśmiechu, wydatnych kościach policzkowych i bardzo dobrze zbudowanym
ciele, z którym otwarcie się obnosił,
nosząc bokserki na ramiączkach, które pod koniec każdego dnia były od góry do
dołu umazane smarem, tak samo jak cała reszta jego osoby, nie pomijając
oczywiście przystojnej twarzy.
- Jak ci idzie z Ali? – Zagadnęłam, zerkając na
chłopaka i jednocześnie łapiąc za
ścierkę, którą na początku dnia wsunęłam za pasek od spodni, po czym wytarłam
dłonie z czarnej mazi.
- Nie
narzekam. W sumie… Umówiłem się z nią i dziś razem idziemy na
imprezę do Walton’s – Uśmiechnął się szeroko, ciesząc się z przekazanej mi
informacji jak małe dziecko.
- Super.
Alison to świetna dziewczyna. Nie zaprzepaść tego kolejny raz. – mruknęłam,
wracając do myślenia nad sposobem naprawienia stojącego przede mną samochodu.
- A ty
jesteś cudowną przyjaciółką. Tym razem będzie inaczej – rzucił, przytulając
mnie od tyłu, po czym oddalił się bez słowa.
Westchnęłam,
gdy dźwięk jego kroków ucichł, a jedyny rytm serca jaki słyszałam, to mój
własny. Spuściłam głowę z przemęczenia, po chwili ocierając prawą ręką pot z
czoła.
- Kurde…
Nigdy nie uda mi się go odpalić – fuknęłam, mimowolnie kopiąc nogą błotnik
jednego z przednich kół.
***
- Już
jestem! – zawołałam, rozglądając się dookoła, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
Ech…. Tego mi było trzeba. Błoga cisza…
W zaledwie pięciu krokach
przeszłam odcinek dzielący mnie od kuchni, gdzie z lodówki ukradłam butelkę z
moim ulubionym pomarańczowym sokiem i z lisim uśmieszkiem upiłam spory łyk. Do
spotkania klanu miałam jeszcze kilka pięknych i długich godzin, więc z jeszcze
większą radością włożyłam do uszu słuchawki i wyszłam z domu, od razu kierując
się do garażu, w którym zaszyłam się na dobre dwie godziny… I pewnie
siedziałabym tam dłużej, gdyby tuż przede mną nie pojawił się ojciec, tupiąc
nogą ze zniecierpliwieniem.
- O co chodzi,
tato? – zapytałam słodko, nie przerywając wykonywanej czynności.
- Chyba nie
zapomniałaś o spotkaniu… Prawda? – Mężczyzna uniósł brew i popatrzył na mnie
karcąco, przez cały czas powstrzymując się od uśmiechu. Tym właśnie różnił się
od mamy. Nawet jeżeli chciał być poważny, nie mógł.
-
Przepraszam… Motoryzacja jest dla mnie tym, czym dla ciebie jest chemia i
fizyka – uśmiechnęłam się do niego i wstając z klęczek otrzepałam skórzane
rurki z kurzu – Po prostu straciłam poczucie czasu.
- Zostaje ci
to wybaczone, skarbie, ale idź już. Jak
cię mama zobaczy, to się załamie – skwitował, przyglądając mi się dokładnie.
Pewnie wyglądałam tak, jak zwykle – rozczochrane włosy, twarz w
smarze, pobrudzona bluzka i szklące się od wysiłku oczy i skóra.
Zaśmiałam
się cicho i przytuliwszy ojca, poszłam się wyszykować. Nie cieszyła mnie ta
sytuacja, ale mus to mus. W końcu nie tylko ja miałam problem z dostosowaniem
się do niektórych narzuconym nam reguł, przynajmniej z tego młodszego
pokolenia.
*
Po dość krótkim
prysznicu i kilkuminutowym ogarnianiu włosów oraz twarzy, byłam już prawie gotowa
do wyjścia, a jedyną rzeczą jaka mi pozostała było wybranie sobie odpowiedniego
ubrania.
Stojąc przed
szafą, wpatrywałam się w schludnie poskładane ubrania, ale nawet po dziesięciu
minutach wygrzebywania i szukania ubrań, nadal nie wiedziałam co założyć.
W sumie nigdy nie wiedziałam w co powinnam być ubrana na spotkaniach i zazwyczaj w tej
kwestii radziłam się mamy, która mimo iż miała zupełnie różniący się styl od
mojego, to i tak była mistrzynią w stylizacjach na tego typu okazje.
- Powinnaś
założyć tą granatową sukienkę z długim rękawem, botki, które ostatnio ci
kupiłam i skórzaną ramoneskę z futerkiem – jak na zawołanie usłyszałam głos stojącej teraz za mną rodzicielki.
- Dziękuję –
sapnęłam, z ulgą wypuszczając powietrze.
- Ubieraj
się… Jak będziesz gotowa, to zejdź na dół. My już z tatą czekamy – zaćwierkała,
przyglądając mi się w międzyczasie tym swoim przenikliwym, matczynym wzrokiem.
- A co z
Parickiem? – zapytałam, pomimo tego, że sama dobrze wiedziałam, gdzie jest ten
idiota.
- Z
przyjaciółmi – odparła kobieta, nie ukrywając swego niezadowolenia. Owszem, szanowała rodzinę Deepwoodów i tak jak inni starała się żyć z nimi w przyjaznych, ciepłych stosunkach, ale jako nauczycielka nie przepadała za reputacją ich syna w szkole. Nic więc dziwnego, że nie cieszył ją fakt, że Pat tak często spędza z nim czas. – Przyjdzie na spotkanie razem z nimi….
Brunetka z
dezaprobatą pokręciła głową i przybliżywszy się do mnie dotknęła palcem
wskazującym skóry za moim uchem, gdzie pewnie pozostała niewielka plamka po
oleju silnikowym.
- Znowu
bawiłaś się w chłopaka, Connie? Ile razy mam ci mówić, że to nie jest zajęcie
dla kobiety. Powinnaś zająć się czymś bardziej dziewczęcym. Malowaniem, tańcem,
czymkolwiek… Bardzo dobrze wiesz, że chłopcy nie lubią mało kobiecych dziewczyn
– znowu zaczęła swój wykład, który słyszałam już z milion razy i pewnie byłoby
tego więcej, gdyby ojciec za każdym razem nie próbował mi pomóc, co czasami delikatnie
łagodziło sprawę.
- Chłopak
nie jest mi potrzebny do szczęścia, mamo – fuknęłam, masując jednocześnie
skronie dłonią, w międzyczasie próbując nie wybuchnąć. Zawsze było tak samo, a
że i ja i mama miałyśmy twarde charaktery, nie mogło się to skończyć bez
kłótni.
- Jest tylu
miłych i przystojnych młodzieńców w miasteczku… Ale ty oczywiście wolisz się z
nimi… Kolegować. Powinnaś wziąć przykład ze swoich koleżanek, Alison Thomson,
Blair Brocks, nawet Valerie Moore...
- Cóż… Taka
już jestem mamo… Nie da się dolać wody do już pełnego naczynia, ale nie
rozumiem po co je mieszasz w tą rozmowę… – skwitowałam, zakładając ręce na biodra.
- Kiedyś
będziesz musiała spoważnieć, kochanie. Być bardziej odpowiedzialną, dziewczęcą.
- Ja jestem
poważna i odpowiedzialna, mamo. Nie potrzebuję do tego słodkich spódniczek i
sukienek w kwiatki, lekcji tańca, czy talentu plastycznego. – rzuciłam, powoli
zaczynając wkładać na siebie poszczególne części garderoby. Nie miałam nic
do dziewczyn. Z pierwszymi dwoma przyjaźniłam się, a do Valerie nic nie miałam,
chodź należałyśmy raczej do odrębnych grup. Po prostu miałam już dość tego
wszystkiego. Nie pierwszy raz słyszałam o tym, że powinnam być taka jak one.
Matka o dziwo nigdy nie wzięła pod uwagę tego, że będąc taką jaką jestem,
czuję się najlepiej i najbardziej kobieco. Na moje szczęście, po dosyć długiej
ciszy kobieta wyszła z mojego pokoju, ale niestety miałam dziwne przeczucie, że
to jeszcze nie był koniec tematu.
- Żegnaj
spokoju… – mruknęłam z niezadowoleniem. Znając matkę, ta przez całe dzisiejsze
spotkanie nie przestanie przewiercać mnie wzrokiem, lub na siłę będzie
próbowała zapoznać mnie z jakimiś „miłymi i przystojnymi młodzieńcami”.
Westchnęłam
przeciągle i ostatni raz przejrzawszy się w lustrze, zeszłam na dół.
*
- Blair, jesteś
już w drodze? – zapytałam, trzymając telefon przy uchu i jednocześnie
zakładając buty, by zaoszczędzić tym trochę czasu.
- Tak.
Właśnie dojeżdżam.– usłyszałam po drugiej stronie.
- Okej… Nie
ma z tobą przypadkiem Patricka?
- Nie, miał się zabrać z Wyatt'em. A co?
- Nieważne
– sapnęłam - Nie uwierzysz co się stało… Ale to opowiem ci już na miejscu. Na
razie się rozłączam. Papa… - Schowałam telefon do kieszeni i
skierowałam się do drzwi.
;)
OdpowiedzUsuńRozwalił mnie ten kom xD Ale i tak dobrze ze ktos sie pofatygowal skomentowac, bo ost nawet nie ma z kim podyskutować -.-
UsuńZnaczy, jako że to opo mojej Unnie, to przez chwilę chciałam dodać "..:.." ale uznałam, że raczej nie wypada xd Zresztą, ona i tak wie, co myślę i nawet jakbym napisała tamte kropki to i tak by zrozumiała, że jest cool ;3 (hihihi...)
UsuńPozdrawiam~
Co masz na myśli przez dyskusje? Ludzie nie komentują byle jak ,bo komentarze na tym blogu skoro już, to miały być przemyślane.
OdpowiedzUsuńA kto powiedział, że mają komentować byle jak? Chyba swoją opinię o tym co przeczytali mogą napisać? Myślę, że autorom miło jest poczytać co sądzą o tym inni albo nawet wziąć pod uwagę jakieś uwagi, no nie? Wtedy jest przynajmniej jakaś interakcja - a reszta może gdzieś podyskutować na temat swoich opini
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało twoje opowiadanie :) Jest kilka błędów, ale to zdarza się każdemu :3
OdpowiedzUsuńNapisałaś dopiero jedno opowiadanie, ale ja już wiem, że będę ubóstwiała twą postać *.* Jest niesamowita. Silna młoda kobieta, która mimo niewielkiego młodzieńczego buntu nadal potrzebuje pomocy i bliskości rodziców ^^ Jej stosunek do brata... Prze... Hmmm... komiczny będzie chyba dobrym słowem :> Czekam na dalszy ciąg twojej historii ;)